13 czerwca 2013

No.4 A little accident

Muszę zacząć wyznawać zasadę najpierw myśl, potem rób. Wydaje się to aż nadto dobrą maksymą.
Co mną kierowało, by dać się namówić na jazdę tym śmiesznym, malutkim rowerkiem, na którym siedząc, uderza się kolanami o brodę, potocznie zwanym bmx-em? Do teraz się zastanawiam, sycząc przy każdym potarciu łokcia.
Zachwalano to bezsensowne urządzenie, że to do wyczynów jest, do skakania przez krawężniki i wykonywania sztuczek, by zaimponować jakimś pustym dziewczynom. Wsiadając, rzeczywiście zauważyłam, że lekkie toto, skrętne i może faktycznie ma jakąś myśl. Przejechałam trzy metry, o mało nie uderzając w ścianę sąsiedniego budynku (kto normalny daje hamulec po lewej stronie?!), zawróciłam i spróbowałam sił na wybrzuszeniu na jezdni.
Szybko pozbierałam godność z betonu, oddałam rower i pobiegłam do domu, zanim zaczęłam odczuwać ból. Zamknęłam za sobą w ostatniej chwili i poskładałam się z jękiem dopiero za drzwiami. Nie żeby zależało mi na jakimkolwiek wizerunku, ale takie stare babsko wywalające się na rowerze nie jest niczym przyjemnym dla psychiki, więc z całych sił próbowałam ten fakt ukryć przed światem. Niestety, brak środków dezynfekujących i temperatura powyżej trzydziestu stopni nie sprzyjają gojeniu, a spirytus salicylowy wbrew pozorom nie wpływa pozytywnie na szerokie rany. Co ja mówię. Oblewając się specyfikiem prosto z butelki, myślałam, że umrę.
Ostatecznie piętnaście sekund na rowerku dało mi odrapane obie dłonie, ból kolana, uszkodzenie biodra i obrzydliwie zakrzepnięcie na pół łokcia, które zaczęło mi ropieć i przyczyniło się do wizyty na chirurgicznej izbie przyjęć. I zwolnienie z wychowania fizycznego. Przynajmniej tyle wygrać.

4 komentarze:

  1. Hehe, raz się porwałam i w geście szaleństwa wybrałam się do skate parku na rolkach... Przez tydzień nie mogłam siadać. Zjechałam z rampy i nie wyrobiłam na zakręcie xD Wciąż jednak lepiej niż wizyta na chirurgii hehee.
    Ale jak to mówią: do wesela się zagoi! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, te chwile słabości. Co nie zmienia faktu, że i tak wszyscy się ze mnie śmieją, że przez otarcie z obandażowaną ręką chodzę.
      Oby się zagoiło, oby. Bo póki co, to od soboty się jeszcze zakrzep nie zrobił...

      Usuń
  2. Namawiano mnie na wypróbowanie tego środka transportu wiele razy i czytając Twojego posta ciesze się, ze do tej pory odmawiałam. Znając mnie skończyłabym o wiele gorzej, choć, czytając opis urazów, to byłoby dość trudne. Jednak zwolnienie z w-fu to bardzo przyjemna rzecz ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże! Gdyby nie te regularne wymiany bandażu, ból i babranie się w Rivanolu, mogłabym tak codziennie. :D

      Usuń