17 grudnia 2015

No.57 We're only dreamers, plan makers and schemers

Nie pytajcie mnie, jakim cudem nagle z października zrobił się grudzień. Sama zastanawiam się nad tym fenomenem, z niepokojem obserwując kolejne przekładane kartki w kalendarzu. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. I, cholera, rok się kończy! Rok, w którym w portfelu przybyły mi dwie nowe plakietki - tak, udało mi się zostać pełnoprawnym kierowcą i to za pierwszym podejściem (do teraz nie do końca wierzę, że to faktycznie był tylko raz, nadzwyczaj podejrzanie to brzmi).  Co prawda, co ja przeżyłam w tej poczekalni, a później za kierownicą, podnosząc temperaturę w aucie o dobrych kilka stopni, to moje, zwłaszcza gdy przy wyjeżdżaniu z parkingu za kolejną próbą, o mało nie zahaczyłam samochodu obok. A ruszając, poczułam, że egzaminator trzyma mi sprzęgło... Byłam pewna, że właśnie zakończyłam swój egzamin, ale, o dziwo, jechaliśmy dalej. Na koniec przyczepił się tylko do zbyt późnego skrętu, co było kompletną bzdurą, ale kłócić się nie zamierzałam. Ale jak to, serio, to nie pragnie mnie pan oblać? Porwałam szybko papierek i uciekłam zanim zmieniłby zdanie. Zniknąwszy mu z oczu, sprawdziłam, czy na pewno dobrze zrozumiałam i po rozszyfrowaniu bohomazów doszłam do wniosku, że pierwsza litera wężyka to chyba jednak jest to upragnione P. Miły prezent na Święta, będę mogła jeździć dokupywać uszka do barszczu w Biedronce. O ile wcześniej nie doświadczę bliższego spotkania z drzewem. Ewentualnie rowem. Albo stróżem prawa - nie ma śmiechu, jako osoba notowana jestem stale na celowniku.