18 sierpnia 2014

No.39 On Monday

Wczoraj podczas kąpieli na przeciwległym końcu wanny zauważyłam motyla, pospolitego, rudego, z gatunku rusałka pawik, z szeroko rozłożonymi skrzydłami. Patrzyłam na niego z lekka oniemiała, zastanawiając się, co też to stworzenie robi w mojej łazience, gdyż żadne okno nie jest otwarte i mieszkam na piątym piętrze, podczas gdy cenny strumień ciepłej wody marnował się gdzieś za mną (bojler wymierza sprawiedliwość w naszym domu, jeśli jesteś godzien, dostaniesz ciepłą, jeśli nie - myj się w lodowatej, czasem tylko puści wrzątek, by nieco dokuczyć). Gdy motyl się poruszył, udowadniając, że jest prawdziwy, dźgnęłam go stopą, by ruszył odwłok poza moją wannę. Ten jednak zamiast wylecieć do środka łazienki, wlazł pod prysznic, mocząc sobie skrzydełka, dureń, a ja z litości wzięłam go na palec i chciałam zostawić za zasłoną, na umywalce, gdziekolwiek. Przyczepił się jednak jak rzep psiego ogona i za nic nie chciał zleźć ze mnie. Zawołałam brata, coby wziął go i wypuścił na balkon, zanim zrobię krzywdę temu Bogu ducha winnemu stworzeniu. Z czystym sumieniem wróciłam pod wciąż lejący się prysznic. Kąpałam się w zimnej wodzie.