14 października 2016

Witamy na Uniwersytecie Magicz... ekhem, Medycznym

Lekki ucisk w żołądku, szybsze bicie serca, porcja adrenaliny we krwi. Rozglądasz się po sali, widzisz setkę ludzi z podobnym błyskiem w oku, z podobną mieszanką niepewności, nadziei i czystej ciekawości, czekających na chwilę, która da odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy te godziny spędzone w książkach na coś się opłaciły, czy faktycznie jesteśmy w miejscu, do którego tak długo dążyliśmy, czy osiągnęliśmy to, co postawiliśmy sobie za cel? Pierwsze spotkanie z władzami uczelni, pierwsze informacje - pierwsze odczarowanie tej mistycznej medycyny, która, jeszcze przed miesiącem zupełnie nieodgadniona, nagle stała się czymś... ludzkim.

Cała ta magia krążąca wokół studiów medycznych prysła w zderzeniu z rzeczywistością. To już nie miejsce, za myśl o którym można było popukać się w głowę, to już nie są budynki, na które strach było patrzeć, to już nie ludzie, którzy wydawali się niedoścignionym ideałem - i to już nie czasy jak dostanę się na medycynę, na pewno będę chodzić na wszystkie wykłady. W klasie maturalnej ten medyczny sen wszystkim roił się jako coś zupełnie nierealnego, całkowicie oderwanego od świata; wszyscy chcieli się tam znaleźć, ale nikt naprawdę nie wiedział, czego się spodziewać. A owszem, starsze roczniki zawsze służą pomocą - jednak co z tego, że opowiadają o kierunku, skoro nie ma się żadnego pojęcia ogólnie o studiowaniu?

To jak to jest z tym studiowaniem? Chyba wszyscy oczekują, że napiszę, ile to nie jest nauki, że już nie śpię po nocach i na nic nie mam czasu. Po części prawda - choć bardziej wynika to z przestawienia się z wakacyjnej swawoli na tryb regularnej nauki. Nie ma też co porównywać z liceum, bo mam wrażenie, że przy tym, czego od nas wymagają, do matury można by się przygotować w miesiąc. Z drugiej strony, na razie niczego poza anatomią się tak naprawdę nie uczyłam, bo te pierwsze dwa tygodnie były jeszcze częściowym prowadzeniem za rączkę. Osobiście zderzenia z brutalną rzeczywistością nie będę miała okazji na razie uświadczyć, bo pierwszej połowy października nie zmarnowałam; z anatomii wyrobiłam dwa tematy do przodu (w myśl zasady - póki jest czas, trzeba korzystać, to może ostatni raz na tych studiach, gdy można zrobić coś do przodu).

Dobra, wiem, że wszystkich tak naprawdę interesuje jedno - anatomia. A zatem, ubieramy białe fartuszki na chyba jedyny przedmiot, który daje nam największe złudzenie tej całej wielkiej medycyny, wchodzimy do prosektorium i beztrosko oglądamy kości. Żadnych większych przygód, żadnych trupów wyciągniętych na stół. No, chyba że początkowe niewinne kości zaczęły się przeradzać w wypreparowane więzadła i dłoń, na palcach której pozostały fragmenty poczerniałych opuszków i pożółkłych paznokci. Podobno parę osób wyszło na korytarz, ale poza tym nie wydarzyło się (jeszcze) nic spektakularnego.

Wbrew pozorom niewiele jest do opowiadania. A ogólnie rzecz biorąc, żyję i mam się dobrze, choć tego czasu faktycznie mogłoby być ciut więcej.

40 komentarzy:

  1. W jednej chwili znika ta cała otoczka, która pojawiła się przed studiami: "a co to będzie?". Nic nie będzie. Normalna, zwykła codzienność, ale to chyba każdy musi przekonać się sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale jeśli chodzi o mnie, jestem dokładnie w tym miejscu, w którym być chciałam. W pewnym momencie z pewnością wkradnie się rutyna, jednak myślę, że doza tej ciekawości mimo wszystko pozostanie. ;)

      Usuń
  2. To trochę jak z zauroczeniem. Fascynacja znika, motylki zdychają a człowiek dostrzega co tak naprawdę wybrał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, mi tam motylki nie zdechły! Po prostu latają mniej chaotycznie. ;)

      Usuń
  3. Eh... Dzięki Tobie powróciła moja motywacja do nauki. Dzięki Tobie wiem, że mam nie chrzanić i usiąść do książek. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Cieszę się, że udało mi się Ciebie zmotywować! Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy na tym samym kierunku :)

      Usuń
  4. Ledwo drugi tydzień minął a Ty już w ten sposób piszesz? Wypalisz się zawodowo zanim zaczniesz pracować z takim podejściem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, przecież post jest nacechowany pozytywnie! Z tym zderzeniem z rzeczywistością raczej chodziło mi o to, że ten kierunek to nie te wszystkie historie, które krążą wśród licealistów, że jest przeskok, ale jednocześnie nie dzieje się jeszcze nic spektakularnego - nie ma żadnych zwłok na pierwszych zajęciach, asystenci nie rzucają się na nas od samego początku jak sępy na padlinę. Jest po prostu ludzko i nawet na medycynie jest coś takiego jak względna rutyna, nudne wykłady, których nie sposób sobie nie odpuścić. Mnie się tu jak najbardziej podoba! :)

      Usuń
    2. Szkoda słów, powinno się wspierać a nie atakować

      Usuń
  5. Jak ja ci zazdroszczę tej medycyny...Po prostu serce mi ściska.
    Też byłam na sekcji u nas dużo osób wychodziło, bo pielęgniarki i położne. Ja zostałam do końca, bo to zawsze była moja broszka.
    Też w sumie siedziałam tylko przy anatomii, ale wiesz u mnie to jest kawka i mleczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas takiej prawdziwej sekcji jeszcze nie było, najdalej doszliśmy do więzadeł kończyn, choć były też preparaty przekrojowe, ze skórą i warstwą mięśni. Więc na razie nic jakoś bardzo strasznego. ;)

      Usuń
  6. Tak się cieszę, że się dostałaś! <3
    Nie dam Ci żadnych porad, bo jedynie śnię o tej medycynie. Licealne życie de facto dużo się od niej różni. Ciekawe czy na medycynie też bym tak narzekała jak teraz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ♥♥
      Oj, tak, głównie narzekam na przedmioty, z którymi myślałam, że już dawno temu się pożegnałam, a nigdy nie były moją mocną stroną... No i zawsze można narzekać na ogrom materiału, kolejki w dziekanacie, brak książek w bibliotece and more, więc Ci nie zabraknie! ;)

      Usuń
    2. Cóż za wspaniałe pocieszenie haha :D Chyba taki nasz żywot, że ciągle na coś narzekamy.

      Usuń
  7. U mnie tylko na tych pierwszych preparatach z więzadłami itd. komuś się zrobiło słabo, potem już wszyscy twardo stali przy zwłokach ;).
    A dwa tematy do przodu to już szał totalny, ja z anatomią wciąż byłam na bakier. Mimo to jakoś szło bez poprawek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak będzie u nas, bo póki co nawet przy całych kończynach wszyscy się trzymali mocno. Oby nie było odmiany i zbiorowego wycierania podłogi przy całym ciele. :P
      ...no i akurat w tym tygodniu ten nadmiar anatomii zużyłam. :D

      Usuń
  8. To co napisałaś, o tym co człowiek myśli przed tymi studiami. Mam to samo, każde słowo jakbyś wyjęła z mojej głowy. Studiujący medycynę,to dla mnie chodzące, niedoścignione ideały

    OdpowiedzUsuń
  9. I tak się zastanawiam, czemu Twój blog nie chce mi się wyświetlać w "Mojej liście blogów"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, naprawdę, nagle okazuje się, że ci wszyscy ludzie są tacy sami jak ty (może tylko mniej leniwi i z większym skillem siedzenia do nocy). ;)
      Oj, niestety się na tym nie znam. Może spróbuj usunąć i dodać jeszcze raz?

      Usuń
  10. To świetnie, że mimo ogromu nauki wciąż jesteś "zakochana" w medycynie :) no i że nie czujesz się przytłoczona, co też jest ważne. Zazdroszczę tej anatomii, jest tak daleka od tych głupich roślinek i grzybów... :')
    Ciekawa jeszcze jestem, czy musisz umieć nazwy tylko po łacinie, tylko po angielsku, czy po łacinie i angielsku (oczywiście nie liczę polskiego :P).
    Dodam jeszcze, że niesamowicie się czyta Twoje posty, gdy widać tak niesamowite podejście do tego, co robisz ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to wszystko wraca! Siedzę właśnie teraz nad pierwotniakami, przeklinając siebie, że w liceum nie zaszczyciłam cykli rozwojowych nawet jednym spojrzeniem. :D
      U nas można sobie wybrać język, w jakim chcemy się uczyć anatomii, ale co uczelnia, to inaczej. ;)
      Ojej, dziękuję! ♥

      Usuń
  11. Hej Hej co tam nowego? jak wrażenia po kolejnych tygodniach? czy brak wpisów oznacza brak czasu na świat poza nauką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, trochę czasu na rzeczy niezwiązane z nauką jest, ciężko tylko wepchnąć tam jeszcze bloga. :P Przede mną jeszcze garść przedświątecznych zaliczeń, więc myślę, że odezwę się już po tym całym maratonie, na spokojnie i z czystym sumieniem. :D

      Usuń
  12. Medycyna? Kurcze, ale czad! Mnie się zawsze marzyła medycyna sądowa, ale niestety z moimi zdolnościami do nauk ścisłych to niestety mogę tylko pomarzyć.
    Podziwiam i życzę wytrwałości. :) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow, dawno tutaj nie wchodzilam. Pamietam, jak dobrze czytalo mi sie tego bloga ten rok lub dwa lata temu (?). Pamietam tez Twoje oceny blogow. Wiedzialam, ze w koncu uda ci sie z ta medycyna, z twoich postow zawsze bila wielka determinacja :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj chyba się anatomia daje we znaki, bo posta nie było od października :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to jestem po prostu leniwa i niewyspana, więc w wolnym czasie się lenię albo śpię i jakoś nie ma gdzie wcisnąć ogarniania bloga. :P
      Obiecuję poprawić się na święta. :D

      Usuń
  15. może nie do końca na temat, ale potrzebuję kogoś, kto powie mi, która struktura mózgu potocznie jest zwana "włosami blondynki" proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mózgu jeszcze nie miałam :D

      Usuń
    2. Ja to pierwsze slysze a anatomia za mną ;) mozliwe ze jakis uczelniany "regionalizm"

      Usuń
  16. Heh to prawda na studiach podczas pierwszych sesji człowiek wspomina przygotowania do matury i myśli, że takie matury to mógłby piać cały czas, przepaść w ilości materiału jaki przyswoić trzeba w krótszym czasie. Dopiero można poznać co to nauka.

    OdpowiedzUsuń
  17. Podziwiam wszystkich którzy studiują na medycznym! Sama próbowałam w zeszłym roku dostać się na farmację, ale nie udało się i może lepiej bo to chyba jednak nie dla mnie, od października mam zamiar pójść na coś bardziej związanego z biznesem i pr'em :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Zawsze podziwiam studentów medycyny, którzy idą na te studia z pasji. Ogrom nauki, a w przyszłości ogromna odpowiedzialność. Mimo to należy im się szacunek, bo dobry lekarz to skarb. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wiem czy mogłabym być studentem medycyny. Podziwiam was za poświęcony czas.

    OdpowiedzUsuń
  20. Chyba wszędzie tak jest, że w pewnym momencie się budzimy i to już nie wygląda tak cudownie jak wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  21. If you don't remember this, your car may be stolen!

    Imagine that your vehicle was taken! When you visit the police, they inquire about a specific "VIN decoder"

    A VIN decoder: What is it?

    Similar to a passport, the "VIN decoder" allows you to find out the date of the car's birth and the identity of its "parent"( manufacturing plant). You can also figure out:

    1.Type of engine

    2.Model of a car

    3.The DMV's limitations

    4.The number of drivers in this vehicle

    The location of the car will be visible to you, and keeping in mind the code ensures your safety. The code can be viewed in the online database. The VIN is situated on various parts of the car to make it harder for thieves to steal, such as the first person sitting on the floor, the frame (often in trucks and SUVs), the spar, and other areas.

    What happens if the VIN is intentionally harmed?

    There are numerous circumstances that can result in VIN damage, but failing to have one will have unpleasant repercussions because it is illegal to intentionally harm a VIN in order to avoid going to jail or the police. You could receive a fine of up to 80,000 rubles and spend two years in prison. You might be held up on the road by a teacher.

    Conclusion.

    The VIN decoder may help to save your car from theft. But where can you check the car reality? This is why we exist– VIN decoders!

    OdpowiedzUsuń