26 czerwca 2016

No.62 Nine, eight, seven, six...

Siedziałam na bardzo niewygodnym krześle, wpatrując się bezmyślnie w prezentację, której sensu nie byłam w stanie uchwycić, aż nagle przeszło mi przez myśl: O matulu, nawet nie wiem, co mam wziąć na zajęcia w prosektorium! I zaraz mnie olśniło: O matulu, dostałam się na lekarski i jeszcze się nie pochwaliłam na blogu! Oczami duszy widziałam już ten jakże błyskotliwy nagłówek posta: Kolejny nudny blog studentki medycyny. Nagle dotarło do mnie, o czym właśnie myślę - o cholera, udało się!

Oczywiście całą sielankową scenerię zniszczył poranek, bo mniej więcej w momencie, w którym zaczęłam zastanawiać się, kiedy i czy w ogóle zdążyłam załatwić sobie akademik, bodaj inny przybytek, spektakularnie się obudziłam. Rzut oka na kalendarz dał mi do zrozumienia, że do wyników matur zostało dziewięć dni. Cóż, jeszcze nie wyszło. Ale przynajmniej coś na blogu napiszę, nie zaszkodzi. Szkoda tylko, że z ów spektakularnego tytułu, który we śnie wydawał się bardziej spektakularny, nie będzie mi dane skorzystać. Jeszcze.

Staram się wierzyć, że może był to proroczy sen, ale z drugiej strony, przypominam sobie jeszcze jeden sprzed kilku dni, kiedy to odbierając świadectwo maturalne, ujrzałam liczby 40 i 35. A, to pewnie centyle. Ale to wcale nie polepszyło sytuacji. Więc lepiej wstrzymać się z określaniem, które sny zasługują na miano proroczych. Zobaczymy w lipcu. (Sezon okołomaturalno-studenckich snów uważam za otwarty.)

Przeglądając inne blogi, mam wrażenie, że u wszystkich coś się dzieje. Może nie zawsze dużo, ale dzieje się na tyle, by móc coś o tym napisać. Chyba podświadomie oczekuję, że znajdę u kogoś opis podobny do swojej zacnej osoby, która całymi dniami czyta to, co się przez klasę maturalną na półkach uzbierało, a nocami ogląda seriale. Czasem, o ile temperatura powietrza nie przekracza norm, zdarzają się sporadyczne wyjścia, spotkania ze znajomymi. Podobno też będę przez parę dni pracować. I... kurtyna.

Nie to, bym narzekała. Ale też nie to, by było czym się dzielić. Wchodzę na fejsbuki. Jedni podróżują, imprezują, ogólnie rzecz biorąc - żyją. Drudzy podobnie do mnie siedzą cichaczem w domach i mam nieodparte wrażenie, że jak spotkamy się jakimś cudem w tym samym miejscu w październiku, nagle okaże się, że ogarniają wszystko, co się wokół nich dzieje, a na zadane przeze mnie niewinne pytanie, co się wokół nas dzieje, usłyszę: Masz to w drugim tomie Bochenka na 147 stronie, a ty co robiłaś w wakacje?. I podrapię się wtedy w głowę, zagryzając wargę, nie bardzo chcąc się przyznać, że jestem większym leniem niż wyglądam.

Chyba będzie tu ciekawiej po piątym lipca. I w sierpniu. 
Chyba że nie wyjdzie. To będzie mało ciekawie.


Ale dobra, w cichości serca jestem optymistką, a z matur nawet z płaczem nie wyszłam (choć w ostatnich pięciu minutach chemii musiałam szybko przeliczyć raz jeszcze całe zadanie, bo złe dane podstawiłam, czysty kortyzol w żyłach), więc będzie dobrze, prawda?
Prawda...?

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wiesz, że to najlepsze, co dzisiaj przeczytałam?

      Usuń
  2. Też miałam wczoraj sen o wynikach matur. Jedyne co z tych cyferek zapamiętałam to 69% z biologii. Te dni się tak dłużą... Czysty sadyzm rzeczywistości. Ale prawda, będzie dobrze. Kij wie jak dokładnie, ale bardzo pewno dobrze. Karasie z akwarium nad nami czuwają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać, że nie tylko mnie się koszmary trzymają... Osiem dni i będzie spokój (choć tak naprawdę do końca lipca spokoju nie będzie, no ale). Jakoś damy radę. Musimy.

      Usuń
  3. Zwykle w snach cos jest a w rzeczywistości całkiem na odwrót :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... miejmy tylko nadzieję, że to "na odwrót" będzie w dobrą stronę! ;)

      Usuń
  4. Napiszę najgłupszy tekst jaki można usłyszeć w takiej sytuacji, ale - będzie dobrze! :D
    Trzymam kciuki, a Ty korzystaj z wakacji. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi tam po maturze przyśnił się egzamin z anatomii... Takie tam proroctwo tego, co wydarzyło się dokładnie rok później :D.
    Przed pierwszym rokiem naukę zaczęłam w ostatnim tygodniu wakacji, przed drugim dwa dni przed, przed trzecim możliwe że zacznę 3 października ;). Im dłużej studiuję, tym bardziej przekonuję się, że naukę trzeba zaczynać zawsze później od ambitniejszej części znajomych, ale wcześniej od tych, co mają po troszku wywalone - efekt najlepszy :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znając moje szczęście, po pozytywnych wynikach rekrutacji, noc w noc będą mi się śniły egzaminy, na których nie będę potrafiła znaleźć śledziony albo innych oczywistych narządów, gdzie tam mówiąc o szpilkach. :D
      Zobaczymy, jak będzie u mnie, bo co rok postanawiam, że coś w wakacje ambitnego zrobię, a wychodzi jak zwykle. Pewnie będę planować od sierpnia, a i tak skończy się na jakiejś nauce kilka dni przed październikiem. :D

      Usuń
    2. Wstyd się przyznać, ale na pierwszej sekcji byłam tak zamroczona (nie wiem czy z powodu emocji, głupoty czy też odległości od stołu), że gdy prowadzący wyjął śledzionę, myślałam, że to nerka. Dopiero gdy pokazał nam "trzecią" nerkę, olśniło mnie ;P. Pocieszam się, że i tak nie chciałam być chirurgiem...

      Usuń
    3. Wiesz, miałam okazję kiedyś stać obok anestezjologa podczas operacji i głupio się przyznać, ale z lekka omdlałam, gdy chirurg zaczął grzebać w nacięciu. Uciekłam z sali operacyjnej zanim mroczki zupełnie zasłoniły pole widzenia... Co za wstyd! :P
      Zresztą, na żywo wiele narządów wygląda podobnie dla potencjalnego zjadacza chleba. Ktoś później otwiera atlas z "żywymi" zdjęciami i dziwi się, dlaczego wszystko ma podobny kolor, a nie tak, jak w podręcznikach licealnych. :D

      Usuń
    4. Haha, w porownaniu z okraszonymi formaliną szczątkami z zakładu anatomii, "świeże" organy są o wiele ładniejsze i bardziej kolorowe :D.
      Ja póki co bliska omdlenia nigdy na studiach nie byłam, ale koleżankom zdarzyło się z deczka osłabnąć na jednej z pierwszych anatomii albo podczas wizyty na intensywnej terapii (o dziwo sporo osób tak reaguje na widok nie najlepiej wyglądającego pacjenta pod respiratorem, z toną rurek i odleżynami). Ale co nas nie zabije... Poza tym dziewczynie mdleć nie jest aż tak bardzo wstyd :D

      Usuń
    5. Też racja... jakby nie było, wcale rzadziej faceci na widok krwi nie mdleją. Jeszcze do niedawna mogłam znęcać się nad bratem, pokazując poruszające się ścięgna w dłoni i wystające żyły latem (szkoda, że już się uodpornił). :D

      Usuń
    6. Znęcać się nad bratem anatomią? Jejku, czyli tylko mój ma tak nasrane w głowie od małego? "Ale mamo, przecież to jest zapisane w DNA!" Albo wymienia kości ręki i nogi. ;_;

      Usuń
    7. Haha, co kto lubi! Chociaż to autentycznie nieco niepokojące. :D

      Usuń
  6. Trzymam za Ciebie kciuki, mysle, ze Ci sie uda. Pasujesz na studenciaka meda i z calego serca zycze Ci wybuchu euforii 5 lipca. :-)
    Jak sie dostaniesz, to prosze Cie, nie marnuj swoich najdluzszych wakacji zycia na wertowanie ksiazek z pierwszego roku, bo pozniej bedziesz tylko zalowala, gdy co roku jeden miesiac z zycia wyjma Ci praktyki. :P Nadgorliwosc nie poplaca, 60% studentow medycyny jest wypalone juz w polowie studiow! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, obiecuję! Choć nie ukrywam, że jak się uda, to pewnie i tak z ciekawości sobie poprzeglądam. :P

      Usuń
  7. U ciebie na pewno ;) Może spotkamy się gdzieś po drodze,bo wybieram się na położnictwo ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. I jak wrażenia po wynikach? :-)
    P.

    OdpowiedzUsuń