1 października 2014

No.41 Musculus sternocleidomastoideus

Sprawdzą tytułu jest ten jegomość, zwany również mięśniem mostkowo-sutkowo-obojczykowym, który zrobił niesamowitą furorę na lekcji łaciny, zajmując każdemu przynajmniej jeden pełny wers zeszytu i sprawiając, że wszyscy do tegoż przedmiotu zapałali miłością. Nie żartuję, żaden ukryty sarkazm, ni lekkiej nutki ironii - naprawdę jest to świetny język i już sobie wymyśliłam, że jak kiedyś (kieeedyś) poznam jakiegoś chłopaka, daj Boże, na studiach medycznych, na podryw pójdę po łacinie, a jak! Może przesadziłam, ale tak mniej więcej prezentuje się mój stosunek do przedmiotu. Że zacytuję nauczyciela fizyki z mej szkoły: czad, nie?

Nawet nie zauważyłam, kiedy minął wrzesień. Jeszcze wczoraj wygrzewałam twarzyczkę w wieczornym słońcu, a dziś jest ciemno jak każdy-wie-gdzie o szóstej. Nie warto wspominać o porannym wstawaniu, kiedy człowiek jest przekonany, że jeszcze jest noc, a tu niesmaczny psikus.
O dziwo szkoła uległa lekkiej zmianie przez te dwa miesiące wakacji, a mianowicie to już w ogóle na żadnym piętrze mydła nie ma (papier toaletowy? A co to?), fenomen kaloryferów jak zwykle ma się dobrze (Zimno wam? Wyjdźcie na zewnątrz, tam jest cieplej!), a moja polonistka wymyśliła sobie Tiarę Przydziału (jak już być w Potterowskim uniwersum to z pełnym rozmachem), która dzielnie wybiera numery z dziennika do odpowiedzi. Z drugiej strony odremontowali nam jedną łazienkę, do której wszyscy się boją chodzić, bo są święcie przekonani, że to dla nauczycieli (bo dla regularnych uczniów to nie ma co liczyć na takie luksusy), gnijącą ścianę gdzieś na parterze (jak teraz biol-chemy mają obserwować grzyby w ich naturalnym środowisku?!) i zmienili nam salę na cud miód nówkę sztukę, po parkiecie której nie da się jeździć krzesłami, bo nasmarowali go grubą warstwą laminatu (jakby drewniana podłoga była faktycznie z prawdziwego drewna!). Och, jak szydzę, a to wszystko - jak zwykle to przed sprawdzianem bywa - ze złości na cały świat, że się na ostatnią chwilę odłożyło. Ale jak tu się uczyć regularnie, gdy uwagę rozprasza historia i społeczeństwo (znana również pod złowieszczym skrótem HIS), na które wymagają więcej niż na rozszerzenia...? Tragedia!
A jak już przy nauce jesteśmy, to przyznaję, że nie jest tak źle, jak mi się z początku zdawało - co prawda, co drugi tydzień mam sprawdzian z biologii, a podpowłoki w chemii - jak to zwykle bywa, gdy się za głośno ucieszysz, że coś zrozumiałeś - nagle stały się czarną magią, gdy przyszły kwanty i inne zbyt-fizycznie-brzmiące pojęcia. Za to matematyka aż za dobrze mi idzie, czuję jakiś podstęp!
Nawiasem (cały ten post to jeden wielki nawias), przez przypadek udało mi się pokochać Adasia Mickiewicza i jego Dziady. Bo w sumie jak tu nie wielbić utworu, w którym sam autor nie wiedział, co miał na myśli? Wielka Improwizacja, widzenia, wieszczenia, egzorcyzmy, obrzędy - no nie wiem jak Wy, ale ja już wiem, co w Halloween będę robić.
Czytać Dziady, rzecz jasna.
Tydzień temu byłam z klasą na wycieczce i choć było zimno, mokro oraz cuchnęło gazem (nie ma to jak ulatniający się gaz w pokoju, który tylko czeka, byś się rano nie obudził! - gaz, nie pokój; przyp. tłum.), to był to genialnie spędzony czas, a i przy okazji kawałek świata zobaczyłam (jakby Kraków i Ojcowski Park Narodowy były kawałkiem świata). W ogóle raz jeszcze utwierdziłam się w przekonaniu, że Kraków jest świetny, śmieszny, dziwny i chcę tam studiować (to taka sugestia dla moich przyszłych wyników matur, by się postarały) - nawet krakowskim targiem wynegocjowałam całkiem przyzwoitą cenę za stare pocztówki z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych u jakiegoś sprzedawcy staroci w jednym z wielu ciemnych zaułków od Floriańskiej. Uważam to za sukces życia, biorąc pod uwagę, że nie jestem osobą, która potrafi postawić na swoim. Przynajmniej nie jeśli chodzi o finanse.
I tym pozytywnym akcentem kończę tę nawiasową wypowiedź.
Do zobaczenia... no, kiedyś tam. Czekaj, kiedy to ja mam następny sprawdzian...?

11 komentarzy:

  1. Ojejku, zakochałam się w Twoim blogu! W Twoim sposobie pisania, jest bezkonkurencyjnie genialny!
    Pozdrawiam i obiecuję tu zaglądać (a Benkowi oczywiście salutuję :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję, bardzo mi miło! Jak najbardziej zapraszam! c:

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o łacinę to na ten moment moim faworytem jest tuberositas musculi serrati anterioris (guzowatość mięśnia zębatego przedniego) :D. Jak ktoś pyta, jak mi idzie albo czego niezwykle istotnego pod kątem mojej przyszłej pracy się uczę, to podaję to cudeńko.
    Od "Dziadów" bardziej nawiedzona wydawała mi się "Nie-boska komedia" - czytałam to i marszczyłam czoło, co to w ogóle robi w kanonie lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, też niezwykle ciekawe pojęcie! Niby drobna rzecz, a cieszy! :D
      "Nie-boskiej komedii" jeszcze nie czytałam, ale strasznie mnie ciągnie, uwielbiam takie nawiedzone rzeczy ♥

      Usuń
  3. jak ja kocham Twojego bloga <3 z jednym tylko zarzutem: musisz pisać częściej! Koniecznie! Na chwilę obecną nie ma lepszego poprawiacza humoru niż Twoje posty. Mordka sama się uśmiecha :)
    problem ze szkolną łazienką jest mi bardzo bliski dlatego wciąż noszę ze sobą chusteczki. Papier gości w naszych toaletach zazwyczaj tylko na początku tygodnia a później radź sobie człowieku :D
    a Mickiewicz? o mamo! Z Panem Tadeuszem nie było mi po drodze a z Dziadami to już w ogóle: autor nie wie co miał na myśli, ja nie wiem co miał na myśli i chyba nie wie tego nikt i już nikt się nie dowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeju, dziękuję! ♥ Poprawy jeśli chodzi o systematyczność jednak obiecać nie mogę - tak wiele zajęć, tak mało czasu... :c
      W zeszłym semestrze mieliśmy podobnie z mydłem - tylko na początku tygodnia. Teraz to od początku roku w ogóle panuje całkowity deficyt i na mydło, i na papier. Szkoła przetrwania?
      Daj spokój, co tam, że nie wiadomo o co chodzi - Gustek jest świetny, a Konrad to już w ogóle mój człowiek ♥

      Usuń
  4. A ja tak czekałam na to, że o 18 robi się szaro-buro, a potem ciemno jak diabli <3. Uwielbiam to, serio.

    Do Krakowa chcesz się na studia wybrać? Fajnie! Mój narzeczony będzie szukać pracy też w tamtych okolicach po studiach, ale jego rozmach jest spory, bo od dolnośląskiego aż do małopolskiego poprzez rodzinne opolskie i śląskie xD. Więc trochę jest wyboru :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wracając jeszcze do łazienek, to u mnie na uczelni jest tak, że jest pudełko z papierem przed wejściem do kabiny, ale tak do godziny 12-13 już go nie ma. Czasem mam wrażenie, że ludzie biorą ten papier do domu, bo rolka jest naprawdę, naprawdę wielka. I żeby na trzech piętrach nie było od 15 papieru... Ale mydło na szczęście mamy!

      Usuń
    2. To jest tak zwany papierowy fenomen. Tego nie zrozumiesz, z tym nie zwyciężysz, taka jest kolej rzeczy... ;P

      Usuń
  5. Ach, szkoła... Ach, sprawdziany... Ach, nauka... Ach, zimne kaloryfery... Ach, brak papieru... Ach, rozwodnione mydło... To wszystko ma swój swoisty urok, nie prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już to widzę... "hej, mała! Masz majtki w gwiazdy? Bo masz gluteus maximus nie z tej ziemi!"
    Pazdro! :D czyli bio-chem bio-chemowi bynajmniej nie wilkiem!

    OdpowiedzUsuń