1 września 2014

No.40 We all live in a yellow submarine

Jako że nastąpił ten nieszczęsny wrzesień, pora na podsumowanie tego, co zrobiłam w wakacje (albo też nie zrobiłam, tylko sprytnie podciągam zupełnie niezwiązane z tematem rzeczy... a cicho, kto zabroni!). Ideą projektu było przeżyć niezapomniane chwile, które można by wspominać w kółko i w kółko, a jednocześnie uznać te dwa miesiące za udane oraz, co ciekawe, zaskakujące - bo gdy w czerwcu wybierałam swoje punkty do check-listy, nawet nie przyszło mi do głowy, że w sierpniu będę opisywać te, które z początku od razu skreśliłam. Choć chyba na swoim przykładzie powinnam doskonale wiedzieć, że życie lubi płatać figle.


№1 Zobaczyć wschód słońca
Próbowałam, szczerze, z ręką na sercu oznajmiam, że próbowałam - raz nawet budzik chciałam sobie nastawić, ale jednak tak się niefortunnie złożyło, że jakoś zawsze budziłam się o jedenastej... Moim zdaniem to spisek, nic innego. W końcu, zdesperowana, rzuciłam zegarki, poprzekreślałam, powymyślałam od najgorszych to nieszczęsne zadanie i zobaczyłam wschód słońca... od tyłu. To znaczy, w ogóle się nie kładłam (liczy się!). Było to wtedy takie trochę połowiczne, gdyż oczekiwany wschód schował się za ciężkimi burzowymi chmurami, dlatego dorzucam jeszcze drugą, już bardziej udaną próbę - mianowicie powrót z Londynu. Niech szlag trafi tego, kto lot ustala na szóstą rano na lotnisku oddalonym przynajmniej godzinę jazdy z centrum; pobudeczkę zaliczyłam o drugiej trzydzieści, a wschód słońca w czasie stania w kolejce do bramki, by ostatecznie doświadczyć go przy wejściu na pokład. Pewnie byłby nawet śliczny, gdyby nie to, że wstałam o nieludzkiej godzinie i byłam nie do użytku.

№2 Zorganizuj nocny maraton filmowy
W nocnych maratonach uczestniczyłam dwa razy, w czasie których miałam okazję przystąpić do wyzwania wcześniej wymienionego - jak wiadomo, z nieco marnym skutkiem. Podczas gdy pierwsze spotkanie było ładnie, przepisowo i typowo filmowe, tak drugie skończyło się nieco... specyficznie. Nie, nie dlatego że zamiast filmów były seriale, skądże! Raczej z powodu grania w głupie, bardzo, bardzo głupie gry na przeglądarce i trollowanie na dziewczęco-nastolatkowym forum o trzeciej nad ranem albo też przez włączenie najgłupszego horroru świata. Był tak straszny, że zasnęłyśmy w punkcie kulminacyjnym. Uroczo, nieprawdaż?

№3 Poznaj kogoś nowego
Jako że dołączyłam do genialnej inicjatywy, jaką jest postcrossing, nie mogłam nie skorzystać z szeregu możliwości, jakie strona ta daje. Dzięki mocy tradycyjnej korespondencji poznałam siedemnastoletnią Shuting z Chin. Nigdy nie podróżowała poza swój kraj, dlatego możliwość ujrzenia świata za pomocą pocztówek jak najbardziej jej sprzyja, a w tym roku zdaje chińską odmianę naszej matury i, jak pisze, nie może się doczekać studenckiego życia. Zastanawiałam się nad odesłaniem jej do polskiej studenckiej (ciemnej) strony jutjuba, ale doszłam do wniosku, że jeszcze się dziewczyna przerazi, nabawi stereotypów i co będzie?

№4 Odwiedź miejsce, gdzie jeszcze nigdy nie byłeś
Jakby się nad tym dłużej zastanowić, sporo takich było, biorąc pod uwagę, że miałam swoiste tournée po Chorwacji i przez tydzień starałam się udawać rodowitego Brytyjczyka. Ostatecznie mój wybór pada jednak na Londyn, a konkretniej - na cmentarz w Londynie. Ale, ale! To nie taki zwykły cmentarz - to jeden z najstarszych cmentarzy w mieście, na którym można spotkać nagrobki takich osobistości, jak William Blake, Daniel Defoe czy papcio Tolkiena. A przy okazji jest to siedlisko oswojonych wiewiórek.

Kwintesencja grobowego wyrazu twarzy

№5 Zrób coś głupiego i szalonego
Śpiewałam Yellow Submarine na cały regulator gdzieś w okolicach Euston Road. Wybrałam się do Primarka po godzinach zamknięcia. Byłam w nocy w Chinatown i nie pytając o skład, zjadłam jakieś puszyste ciasteczka w kształcie ryby. Skoczyłam na główkę do basenu (ja raczej z tych, co nie skaczą na główkę, ewentualnie w ogóle nie skaczą do wody) o głębokości czterech metrów, za wejście na który wybuliłam z cztery funty, by zostać pochwalona przez przystojnego ratownika. Przejechałam się kolejką dziewięćdziesiąt metrów nad Tamizą. Jak dla mnie to chyba tego szaleństwa wystarczy.
№6 Upiecz pizzę
A z tym się wiąże taka śmieszna historia. Któregoś dnia spotkałam się z koleżanką wegetarianką, u której miałam zjeść pizzę. A że toto ni sera, ni szynki nie ruszy, nasze danie składało się z cukinii pokrojonej w plasterki i ułożonej równiutko na cieście oraz pomidorka koktajlowego podzielonego na cztery. Do pewnego czasu było nawet normalnie, dopóki się nie obudziłam i zdałam sprawę, że jednak coś było nie tak.

№7 Wykonać coś własnoręcznie
Wykonałam, a jakże - zeszyt mianowicie, który przeznaczyłam na moją imitację pamiętnika. I choć w sumie dobrze mi się w nim pisze, mam ogromny problem natury nieistotnych: blog, pamiętnik, kalendarz, znajomi - co w czym umieszczać, by się nie powtarzać? Te dylematy, trafię do Trudnych Spraw.

№8 Zrobić coś, co planujesz od dawna
Zdjęcie do rzyci, ale jest
niebieska budka, liczy się ♥
Tu miałam okazję się wykazać. Po zrobieniu czystek w mojej kolekcji pocztówek, postanowiłam do nich wrócić (tak bardzo typowe w moim przypadku) i rozpoczęłam mą zabawę z postcrossingiem, to po raz. Po dwa, jak już w ową zabawę się wdrożyłam, nęciło mnie, by spełnić swoje marzenie, jakim była tradycyjna korespondencja z ludźmi zza granicy - jak widać, udało się. Dalej, zaczęłam pisać pamiętnik. I najważniejsze: zobaczyłam Londyn, a z tym wiąże się Baker Street i niebieska budka telefoniczna (do której, niestety, zleźć się nie dało...). Moja lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią właśnie się skróciła.



№9 Zostań dawcą (krwi, szpiku, czegokolwiek)
To czegokolwiek szczególnie mi się podoba. No to lecimy. Zostałam dawcą: pieniędzy w londyńskim Primarku (torebka za cztery funty, zakup życia!), przy okazji zaszczycając swą osobą jakże zacną Oxford Street; cierpliwości w stosunku do mojej dwunastoletniej części rodziny (to, że się nie pozabijali, to był cud)(to, że ja ich nie pozabijałam, to był cud); fistaszków dla brytyjskich wiewiórek (zeżarły całą wielką paczkę za kilka funtów w parę minut!) oraz prezentów z Anglii dla znajomych. A dawcą krwi lub szpiku zostanę za pół roku jak skończę tę straszną osiemnastkę.

№10 Napisz do kogoś list lub wyślij pocztówkę
Listy napisałam trzy, pocztówek wysłałam... w sumie nie wiem, ale łącznie w te wakacje poszła gdzieś stówa naszych polskich złotych na znaczki. To straszne, chyba się uzależniłam.


Taak, to były udane wakacje. A wizja rozpoczynającego się roku szkolnego mnie przeraża, mam tragiczny plan lekcji i tragiczne zmiany w kadrze. Smutek.


11 komentarzy:

  1. a jednak nie miałaś takich nudnych wakacji :P
    czasem to co wydaje się małe warte jest wspominania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to prawda, z pewnością nudne nie były! :D

      Usuń
  2. Jakie śliczne pocztówkiiii!
    W Londynie byłam trzy lata temu, to chyba były moje najlepsze wakacje w życiu. Do teraz noszę kiczowate skarpetki w kropki kupione na Oxford Street, bo wówczas tak padało, że te, które miałam na sobie zupełnie zamokły :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! <3
      Zdecydowanie się zgadzam, Londyn jest genialny. Taka mała rzecz jak przemoczone skarpetki, a tyle wspomnień! :D

      Usuń
  3. Hej, na ocenialni Niebieskim Piórem pojawiła się ocena twojego bloga!
    http://niebieskim-piorem.blogspot.de/2014/07/97-ocena-bloga-morphine-for-deer.html
    Pozdrawiam i przepraszam za zwłokę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam skomentować wpis,ale przeskoczyłam nagle na drugą zakładkę,wiedziona ciekawością co też znajdę pod tytułem "Autorka" i właśnie odniosłam wrażenie, jakbym czytała o sobie.. To takie dziwne, w internecie natrafiamy na ludzi przeróżnej maści, przeglądamy ich blogi, czytamy o nich, a jednak w tym tłumie rozmaitości odnajdujemy osoby w jakiś sposób podobne do nas.
    Co do wakacji, nie ma co żałować ich końca (uch, naraziłam się w tym momencie pewnie wszystkim uczniom, sorkaa;D), bo jeszcze nie jedne przeżyjesz, nie jedne będą tak pełne doświadczeń jak te. Przyznam, że nawet ja (!), a uchodzę za osobę niezwykle poważną w towarzystwie, roześmiałam się czytając o Twoich poczynaniach. Dość tych żartów. Z tego co wydedukowałam, maturę będziesz zdawać w przyszłym roku, hmm, pewnie nie raz zajrzę i skomentuję, na chwilę obecną, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również bardzo często zdarza mi się odnajdywać bratnie dusze - kto by pomyślał, że, jak mówisz, w takim ogromie różności można znaleźć kogoś podobnego do siebie.
      To fakt, wakacji jeszcze przede mną trochę jest, kto wie, co czeka mnie za rok? ;)
      Cieszę się, że spodobały Ci się moje wypociny i jak najbardziej zapraszam znów. :)

      Usuń
  5. Ach, wakacje... To był piękny czas. Chociaż nie ruszyłam się nigdzie poza okolice mojego domku, dobrze je wspominam, bo zdarzyło się kilka istotnych i miłych rzeczy.

    Fajna ta lista. Może kiedyś się na coś takiego zdecyduję. Może w najbliższe wakacje, które teraz nie wydają się wcale takie najbliższe. Ale, że jestem w klasie maturalnej, dam sobie rękę uciąć, że zanim się obejrzę, a już będzie po roku szkolnym. :)

    Lubię Cię czytać, tak fajnie piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba właśnie te małe zaskakujące rzeczy, które spotykamy tuż za rogiem mogą wywoływać najwięcej wspomnień. :)
      Jak najbardziej polecam! To świetna sprawa, a tym bardziej, gdy gdzieś tam pojawia się wizja najdłuższych wakacji w życiu. ;)
      Dziękuję, bardzo mi miło! :)

      Usuń
  6. Punkt 1 i 2 można zrealizować za jednym zamachem - wyjść na dwór po nocnym maratonie. :) Zrób taką listę na rok szkolny! Tylko niekoniecznie o nauce, ale żeby "przeżyć niezapomniane chwile, które można by wspominać w kółko i w kółko: ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej, gdy na dworze chmury i słońca nie widać! D:
      A wiesz, że to jest genialny pomysł? Chyba faktycznie coś takiego przygotuję, dziękuję! :)

      Usuń