18 sierpnia 2014

No.39 On Monday

Wczoraj podczas kąpieli na przeciwległym końcu wanny zauważyłam motyla, pospolitego, rudego, z gatunku rusałka pawik, z szeroko rozłożonymi skrzydłami. Patrzyłam na niego z lekka oniemiała, zastanawiając się, co też to stworzenie robi w mojej łazience, gdyż żadne okno nie jest otwarte i mieszkam na piątym piętrze, podczas gdy cenny strumień ciepłej wody marnował się gdzieś za mną (bojler wymierza sprawiedliwość w naszym domu, jeśli jesteś godzien, dostaniesz ciepłą, jeśli nie - myj się w lodowatej, czasem tylko puści wrzątek, by nieco dokuczyć). Gdy motyl się poruszył, udowadniając, że jest prawdziwy, dźgnęłam go stopą, by ruszył odwłok poza moją wannę. Ten jednak zamiast wylecieć do środka łazienki, wlazł pod prysznic, mocząc sobie skrzydełka, dureń, a ja z litości wzięłam go na palec i chciałam zostawić za zasłoną, na umywalce, gdziekolwiek. Przyczepił się jednak jak rzep psiego ogona i za nic nie chciał zleźć ze mnie. Zawołałam brata, coby wziął go i wypuścił na balkon, zanim zrobię krzywdę temu Bogu ducha winnemu stworzeniu. Z czystym sumieniem wróciłam pod wciąż lejący się prysznic. Kąpałam się w zimnej wodzie.

To bezsensowne wydarzenie dało mi doskonały pretekst, by coś na blogu napisać, bo jakby nie było już od prawie miesiąca leży odłogiem. I choć z początku myślałam, że zupełnie nie mam o czym opowiadać, bo nic ciekawego się w moim życiu nie dzieje, tak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie, tylko ciężko to zebrać do kupy.
Po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że moje ambitne plany co do nauki w wakacje nie mają szans wypalić. Wiem doskonale, że we wrześniu będę żałować i biadolić nad głupimi pomysłami mojego przeszłego ja, ale chyba lepiej byłoby dla mnie odpocząć od szkoły i wykorzystać ten czas inaczej; teraz, kiedy mogę sobie na to pozwolić, biorąc pod uwagę, że za rok będę musiała zacząć przygotowywać się do matury. I tym sposobem postanowiłam wykorzystać to lato najlepiej jak się da, by mieć później jakieś ciekawsze wspomnienia.
Zaczęłam od banalnej sprawy, która prosta wydaje się tylko z pozoru, bo w rzeczywistości nigdy tego wcześniej na poważnie nie robiłam - a mianowicie założyłam pamiętnik, taki zwykły, papierowy. Na pewno nie jest to normalny, przepisowy pamiętnik z definicji, ale zapisuję w nim co ciekawsze wydarzenia, czasem i jakieś refleksje dodam, cokolwiek, co mi akurat do głowy wpadnie, a czego chcę się pozbyć, co mi ciąży. Zawsze myślałam, że trochę dziecinne, ale teraz śmiało mogę powiedzieć, że ma to charakter terapeutyczny, oczyszczający. Polecam.
W końcu wzięłam się za postcrossing. Póki co otrzymałam pocztówki ze Stanów Zjednoczonych oraz Tajwanu i zdecydowanie nie zamierzam na tym kończyć, jest to świetna idea, a uczucie wyciągania zaadresowanej do ciebie kartki ze skrzynki jest nieporównywalne. Zaczęłam również wymieniać listy z dwiema Chinkami - korespondencja z ludźmi z drugiego końca świata zawsze była moim marzeniem, tylko nigdy nie wiedziałam, jak to zaaranżować. Teraz problem został rozwiązany.
Jeśli sądzisz, że w dobie telefonów i komputerów sztuka
pisania listów zanikła, to niezawodny znak, że jesteś
MUGOLEM! (Znaczki z mojej pierwszej pocztówki)
Dostałam nowy telefon i co najbardziej mnie martwi - jest to telefon dotykowy. Zawsze zapierałam się rękami i nogami, byle nie dostać w ręce tego złowieszczego urządzenia, ale w końcu stało się; i do mnie przyszła ta nieszczęsna technologia. Jeśli kiedykolwiek ściągnę jakąś grę czy założę instagrama, można uznać mnie za straconą. Póki co nadal jestem przeciwna bezsensownemu marnowaniu czasu i nadmiernemu ekshibicjonizmowi, ale przyznaję, że taki internet w telefonie jest całkiem przydatny. I brak limitu wiadomości w pamięci również; w końcu nie będę musiała zapisywać co trafniejszych spostrzeżeń przed robieniem wolnego miejsca na karcie. Nie jest źle!
W sobotę wyjeżdżam do Londynu. Sama nie wiem, czy odliczać z niecierpliwością, czy starać się to odwlec, wszak wracam w ostatni dzień sierpnia. Wizja powrotu do szkolnej rutyny odrobinę mnie przeraża. Zwłaszcza że ostatnio śniło mi się, że zaraz po rozpoczęciu roku kazali nam pisać test sprawdzający wiedzę z pierwszej klasy... z fizyki!


To było straszne, miliard z rzyci wziętych pytań, do których odpowiedzi nawet odpisać się od innych nie dało, bo były jakieś z kosmosu i nie do rozszyfrowania (najstraszniejszy jest fakt, że tak prezentował się dla mnie każdy sprawdzian z tegoż cudownego przedmiotu...). Matulu, oby to nie był sen proroczy.

16 komentarzy:

  1. Też kiedyś prowadziłam pamiętnik. Nadal mam jeden, czasem napiszę w nim coś, co mi do głowy przyjdzie. Ale zdecydowanie nie jest to regularne i szczerze powiedziawszy rzadko to robię. Ale lubię miec ten zeszyt w swojej szafce. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość posiadania takiego notesu sama w sobie wydaje mi się pocieszająca. Gorzej, gdy znajdzie się poza szafką. D:

      Usuń
    2. Poza szafką - to może być nieciekawa sytuacja. :D

      Usuń
  2. Postcrossing wydaje się świetną opcją. Aż zastanawiam się, czy nie zacząć brać w tym udział, to musi być wręcz zajebiste. A telefon dotykowy - fajna opcja. Obsługiwać się nim umie nawet moja J., która jest analogiczna do granic możliwości i nie umie nawet GG zainstalować na komputerze, więc coś musi to znaczyć.
    Hm, hm. Znaczki z Pottera i Londyn?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, polecam, zabawa przednia, a i trochę świata zwiedzić można. Na dotykowym źle się pisze, bo ta klawiaturka taka mała, a takie duże przeinaczenia wyrazów wychodzą... jeszcze pozostaje mi tylko opanować sztukę wyłączania polskich znaków i będzie doskonale.

      Usuń
    2. Możesz ściągnąć sobie na Google Play dużą klawiaturkę. Autokorekta taka fe i trzeba ją przekleństw uczyć niestety, bo nic nie umie.

      Usuń
  3. Uroczy ten motylek :')
    A mi w sumie wakacje przeleciały jak taki długi weekend - nic specjalnego. Pewnie za jakiś czas będę żałować, że nie wykorzystałam tego czasu do maksimum, ale cóż.
    Dzięki Tobie zarejestrowałam się na stronie Postcrossing, a dzisiaj/jutro idę na pocztę wysłać pierwszą kartkę :)
    Miłego wyjazdu! :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że inspiruję ludzi! Dobrej zabawy życzę! :D
      Dziękuję. c:

      Usuń
  4. Postcrossing to wręcz moje uzależnienie od roku, ograniczane niestety przez ceny znaczków ;). Teraz stawiam raczej na "swapy", bo chciałabym otrzymywać pocztówki nie tylko z Rosji, Niemiec i Tajwanu, jak to zazwyczaj bywa przy losowaniu. No i można czasem z kimś dłużej pogawędzić, listownie.
    Co do nauki w wakacje, to odwiecznie powtarzam, że można sobie bez żadnych wyrzutów sumienia ją całkowicie odpuścić, nawet w przedmaturalne ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też preferuję swapy i ogarnianie ludzi na forach - tylko jedyne, czego w tym brakuje to tego elementu niespodzianki; od kogo i skąd otrzyma się pocztówkę.
      Skoro tak mówisz... choć obawiam się nieco, biorąc pod uwagę moją nową podstawę programową, w czasie której ciężko się wyrobić z materiałem w drugiej klasie. Eh, co będzie to będzie.

      Usuń
    2. Tooo fakt, że brakuje elementu niespodzianki ;). Kiedyś wysłałam wylosowaną pocztówkę do Rosji i otrzymałam "pocztówkę - podziękowanie" napisaną po polsku. Polszczyzna łamana, ale jednak to było naprawdę fajne!
      U mnie, nawet przy starej podstawie na 3 klasę zostało mnóstwo materiału - z chemii calusieńka organiczna, z bioli ostatki człowieka, genetyka, ewolucjonizm, ekologia i biotechnologia. Równolegle uczyliśmy się nowych działów i powtarzaliśmy stare na fakultetach (ja co prawda z biologii na takowe nie chodziłam i uczyłam się sama, ale reszta klasy albo chodziła na fakultety szkolne, albo korki i tam powtarzała). A mimo to mam wrażenie, że najcięższa była II klasa, chociaż wystarczyło "tylko" ogarniać bieżący materiał.

      Usuń
    3. O, ale super! :D
      Ja już czuję, że II klasa będzie dla mnie kosmosem, biorąc pod uwagę, że miałam jedną biologię i chemię tygodniowo, a tu nagle do pięciu godzin mi przeskoczy. Ale dużo osób mówi, że niezależnie od ilości materiału w III, druga jest jednak najcięższa. Może to kwestia tego przeskoku?
      U mnie już w pierwszej klasie dużo osób chodziło na korki z bio, co mnie trochę przeraziło, bo tematów było mało i były proste i przyjemne... choć może to tylko moje wrażenie, nie wiem.

      Usuń
    4. U mnie w II klasie było do przerobienia "na świeżo" najwięcej materiału, przynajmniej z chemii, matmy i fizyki, do tego jeszcze inne przedmioty i było co robić ;). Za to w 3 już człowiek poświęcał minimum czasu na historię, wos, lektury, ale i taką fizę czy matmę, jeśli nie szykował się na rozszerzenie, więc czas i energię można było zaoszczędzić.

      Korki w I klasie? Łoł, jestem w lekkim szoku. U mnie w klasie też korki były bardzo "modne", nawet co poniektórzy dziwili się, że ja na takowe nie chodzę, a chcę na medycynę ;d. Ale się z koleżanką uparłyśmy, że nie pójdziemy ani na kurs maturalny, ani na korki i obie dostałyśmy się na lekarski. Ona napisała super maturę, a mi dopomogła olimpiada.

      Usuń
  5. Jakże to się stało, że podły blogspot dopiero dziś obwieścił mi, że coś nowego się u Ciebie pojawiło? To jest jakiś spisek...
    Motyl w wannie to właściwie całkiem niezły pretekst XD zawsze lepszy, niż pisanie po raz kolejny o tym samym (no, o sobie mówię...).
    Żadnej nauki w wakacje! Przecież po to są, żeby od niej odpocząć! Taki leń jak ja w każdym razie nie tyka w tym czasie rzeczy związanych z nauką. Nawet jeśli mam pełną świadomość, że właśnie straciłam szansę zrobienia czegoś z moim fatalnym angielskim i na pewno trafię do słabszej grupy w liceum, no chyba, że wszyscy będziemy jednakowo słabi :]
    Też kiedyś chciałam korespondować z obcymi ludźmi, no ale jak już mówiłam, mój angielski jest więcej niż ułomny.
    I weź ty mi nawet nie mów o fizyce. Pocieszające trochę, że nie tylko ja w mojej klasie się jej boję, no ale tak czy inaczej nie uniknę jej, jeszcze na poziomie rozszerzonym D: nie wiem w co ja się wpakowałam. Skończyła się era wzorowych wyników...
    Chociaż akurat w moich wakacyjnych snach o szkole największą zmorą była informatyka, na której to kazali mi zmontować komputer z czegoś co przypominało mikser z użyciem głośników, a także nauczyciel edb z gimnazjum, który za karę, że się spóźniłam na lekcję kazał mi robić pompki... Moje sny raczej nie są prorocze, tym się pocieszam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden pretekst nie jest zły. xD
      Mój angielski też jest do rzyci, Londyn mi to właśnie weryfikuje. Ale gógl translejt zawsze pomoże. :P
      Ło matulu, rozszerzona fizyka. Najgorszy z koszmarów, współczuję! D:
      Ha ha, to widzę, że nie tylko mi mózg robi niefajne psikusy. :D

      Usuń
  6. Rusałki pawiki czują nadchodzącą jesień i cóż..jako że są jednymi z niewielu motyki nie umierających z końcem lata, a zimującymi, szukają miłego, przytulnego miejsca do przespania mrozów. Wciskają się teraz tak naprawdę w najbardziej zaskakujące miejsca:)
    A ja telefon straciłem i mam stary od kumpla..i jakoś za dotykowym nie tęsknię nic a nic XD

    OdpowiedzUsuń