9 maja 2014

No.34 Latest news

Ostatnimi czasy moje poglądy i wymagania wobec samej siebie tak drastycznie ulegają zmianie, że już sama nie wiem, co jest faktycznie moim celem, a co jedynie krótkim przebłyskiem zaćmiewającym mi oczy. Może to po prostu kwestia tego, że w końcu od bardzo (bardzo) bardzo dawna się z kimś spotkałam i nagle okazało się, że życie nie ogranicza się tylko do podręczników (czy nawet beletrystyki) wśród czterech ścian domu. Po ludzku wyszłam na miasto ze znajomymi jeszcze z gimnazjum, miałam okazję się dowiedzieć, że moja przyjaciółka ma chłopaka (miesiące po fakcie, niezwykle typowe wręcz) i niejednokrotnie usłyszeć, że jednak żyję. I nawet przestało mi przeszkadzać, że każdy poza mną abstynencji nieszczególnie się trzyma; zdałam sobie sprawę, że przecież to już nie ma różnicy - kwestia miesięcy, byśmy wszyscy rocznikowo mieli osiemnastki. Tym sposobem bardziej się rozluźniłam w towarzystwie, a i inni to po prostu zaakceptowali - tyle, problem rozwiązany.
A ponieważ doskonale się bawiłam, to i postanowiłam częściej z domu wychodzić - aż udaremnił mi to nagły konkurs z chemii. Nabrałam ochoty na zmobilizowanie samej siebie do (dosłownego) maratonu - wszak czas na przygotowanie wynosi tydzień, lecz z drugiej strony nie jest to żadna nieosiągalna olimpiada, ale zwyczajna wiedzówka z pierwszej klasy i materiału z gimnazjum. Myślę, że to może być ciekawe wyzwanie, zwłaszcza że chemii nigdy większą sympatią nie darzyłam, a przy okazji nadrobię zaległości, które nagromadziły się w ciągu tych trzech lat, bo w gimnazjum nie przyszło mi do głowy, że przedmiot ten kiedykolwiek będzie mi potrzebny (dlatego, nauczona doświadczeniem, przestałam aż tak odrzucać fizykę - choć fizyka jądrowa nieszczególnie mi w tym pomaga...).
W sumie to w moim życiu niewiele się dzieje, a przynajmniej niewiele godnego uwagi. Chciałam się zdrowo odżywiać, zapomniałam zajść do warzywniaka; chciałam zacząć biegać, zapomniałam, że nie mam gdzie; chciałam przeczytać Trylogię, zapomniałam, że to Sienkiewicz; chciałam czymś w szkole zabłysnąć, zapomniałam, że nie mam czym. Jakoś się to kręci, żadnych większych ekstrawagancji. Chociaż nie, jeździłam na rolkach z ojcem w deszczu, gdyż chciał udowodnić, że się da. Szczegół, że zimno było w cholerę, lało jak z cebra i wiało mi po gołej szyi - jesteśmy sportowcami przecież.
Ale za to jak dni bywają bardziej monotonne, to noc mi to rekompensuje - moje sny sięgają zenitu realności i wiarygodności jeśli chodzi o moje zachowanie czy komizm sytuacji. Ja nie wiem, jakaś pełnia księżyca czy co?
Dawno nie oglądałam żadnego serialu; sezon na ludzinę się kończy, a ja go jeszcze nie zaczęłam.

Morał dla miast i wsi: chyba właśnie zdałam sobie sprawę, że jednak tak bardzo nie mam życia.


Idę popłakać w podręcznik do chemii.

14 komentarzy:

  1. Każdy z nas się zmienia. Nieustannie, ale czasem bardziej to widać po prostu. I może to jest ten twój okres, intensywniejszych zmian..i cóż. Na pewno zmian nie można się bać w żaden sposób:)

    A co masz do Sienkiewicza?:>
    Życie masz. To tylko kwestia, jak je wykorzystujesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samych zmian się bać nie powinno, gorzej z efektami. ;P
      Jakoś zawsze miałam uraz do Sienkiewicza, który trwa od czasów "Pustyni i w puszczy" w podstawówce. Nie wiem, jakoś tak opornie mi się go czyta, styl mi nie podchodzi. ;)
      No właśnie, i w tym sęk...!

      Usuń
    2. Efekty coż...nie wszystko w życiu przewidzimy, ale wszystkiemu możemy podołać, nawet jak bardzo nabroimy:)

      No cóż, nie każdy musi go lubić..chociaż u mnie w domu to świętość XD

      Usuń
    3. Fakt, choć przy szczególnym nabrojeniu najlepiej zapaść się pod ziemię, zapuścić wąsa i wyjechać za granicę. Zawsze jakaś alternatywa od wzięcia odpowiedzialności! xD

      Usuń
  2. Ja chemię, czy tego chcę czy nie, muszę darzyć sympatią, ponieważ na moim profilu w technikum, mam jej rozszerzenie, więc w najbliższym czasie będę musiała ją polubić. :) Ja też czasami tak dużo chcę zrobić, a w końcu okazuje się, że niewiele mi się udaje, być może dlatego, że stawiam sobie za duże wymagania. Jeśli chodzi o seriale, ostatnio kompletnie nie mogę się za nie zabrać, więc nie jesteś sama. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czuję, że na rozszerzeniu będę musiała ją pokochać, choć ta perspektywa niespecjalnie mnie cieszy. ;)

      Usuń
    2. Mnie też niezbyt to ucieszyło. Szczególnie to, że młodszy rocznik, o takim samym profilu jak mój, nie ma już rozszerzonej chemii, więc nie rozumiem dlaczego, ja ją mam. :)

      Usuń
    3. Czysta złośliwość. :D

      Usuń
  3. "chciałam przeczytać Trylogię, zapomniałam, że to Sienkiewicz" <3 wypiszę to sobie dużymi czarnymi literami na okładce zeszytu od polskiego, jeśli pozwolisz :P
    No i bardzo się cieszę, że wreszcie czytam o jakimś wyjściu ze znajomymi! Tak jest zdrowiej :) ja rozumiem ambicję i tak dalej (chociaż sama jestem chyba tej pozbawiona...), ale tak całkiem na ludzi się zamknąć nie można.
    Weź Ty mi nawet nie mów o chemii -.- ostatnio po tym jak ucząc się na sprawdzian z tego przedmiotu w moich notatkach pojawiło się tylko "nienawidzę chemii!" pisane na jedenaście różnych sposobów, uznałam, ze dobrze robię nie biorąc biolchemu pod uwagę na mojej dalszej ścieżce edukacyjnej. Chociaż ostatecznie na jakieś 4 ten test pewnie napisałam... tak czy inaczej, nie lubię tego przedmiotu :)
    Seriale seriale... ostatnio zaczęłam oglądać spn, ale nie mogę wyjść z pierwszego sezonu, bo ciągle brakuje mi czasu... może... mam życie!... no dooobra, żartowałam, ja i życie, ha ha -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ pozwalam. <3
      A ja właśnie przeczytałam stare zeszyty z chemii i aż mi się miło na ich widok zrobiło. Wbrew pozorom to wszystko było takie przyjemne, a się tak wzbraniałam. Jestem pewna, że na nie-biol-chemowym profilu też to dostrzeżesz. Ta ironia losu. :D
      Spn zawsze dobre, choć ja też utknęłam - w połowie ósmego i dziewiątego (nieee, wcale nie zaczęłam oglądać najnowszego, gdy jeszcze nie znałam reszty, skąądżee...). Taak, czas jednak jest istotny. :P
      Załóżmy spółkę Te-Bez-Życia, będzie to przynajmniej jakaś forma aktywności życiowej w naszym bezżyciu!

      Usuń
    2. A jednak moje oceny z chemii nie oddają mojego stosunku do przedmiotu - jest lepiej niż myślałam...
      W ogóle coś mi się porobiło, dzisiaj cały dzień robiłam zadania z matmy, takie level hard z trzema gwiazdkami xD koniec roku a ja się wzięłam za naukę...
      Jestem za spółką! Istoty nieposiadające życia jednoczcie się! :D

      Usuń
    3. Ja za to zawsze z historii miałam piątkę, a jedyne co faktycznie umiałam po gimnazjum to pierwsza wojna światowa. Zatrzymałam się gdzieś tak na Egipcie, coś tam jarzę jakieś święta narodowe i aż do 1914 czarna dziura... Taak...
      Faktycznie coś jest nie tak; ja nawet nie patrzę na te z jedną gwiazdką, nie ma co się porywać z motyką na słońce. xD

      Usuń
  4. coś tam się dzieje, wychodzisz sobie z domu; nauka też jest zajęciem godnym uwagi ;) do trylogii nie będę nikogo przekonywać. bardzo, bardzo próbowałam. miałam kilka podejść do Sienkiewicza, w tym jedną zainicjowaną przeze mnie (a nie przez szkołę). dobrnęłam do końca quo vadis, żadnej innej jego powieści nie udało mi się skończyć.
    chyba mam nieintelektualistyczny (a bo kiedyś słyszałam, że książki historyczne czytają intelektualiści) gust czytelniczy.

    pozdrawiam [degheneration]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, taka chemia to czasem nawet ciekawsza jest od sposobu spędzania wolnego czasu przez niektórych moich znajomych. ;)
      Ojej, to w takim razie intelektualistą bynajmniej nie jestem; a jak już, to wybiórczym. ;)

      Usuń