17 kwietnia 2014

No.32 Sinα

Z serii: AmbuLANS. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście uczą tego na studiach, ale ratownicy medyczni we wszystkich znanych mi przypadkach odznaczają się niezwykle trafnym humorem. Albo to po prostu mój humor jest mocno nadszarpnięty, że się z tego śmieję.

Widział ktoś kluczyki do ambulansu?
Zostały na czwartym piętrze, he, he.

Chociaż ten przykład akurat jest tragiczny. Biedaczyny kilka razy musieli latać w tę i z powrotem. Obyśmy się więcej nie spotkali. Też mam taką nadzieję!


W końcu doczekałam się przerwy świątecznej, bo przez ostatni tydzień głowę zaprzątali mi komuniści i chodziłam jak katarynka, powtarzając na przemian powojenne daty i cholera, ale mi się nie chce. Choć i tak wszelkie ambitne plany wezmą w łeb, bo pogoda pod psem, a Niechcemisięnius doskonalus robi przerzuty na pozostałe części ciała. Diagnozuję odmianę złośliwego bezchęcia.
Ale, ale! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jako że zauważyli w domu moje aktualne bezrobocie, kazali stanąć przy garach, by wrzucić mnie na głęboką wodę dorosłości. I w efekcie ugotowałam rosół! Nie obyło się, co prawda, bez wycieczki do warzywniaka, gdzie gadali do mnie w jakimś obcym języku (kapusta włoska jest tam po prawej, przy czym widzę z sześć z różnymi kolorami i odmianami liści obok siebie. I weź tu wybierz prawidłową!), a także do mięsnego, gdzie spośród stu rodzajów jakiegoś mięsa miałam wybrać to, co było mi potrzebne, ale przynajmniej jak kiedyś na studiach będę miała zbędne cztery godziny, nie będę głodować, tyle wygrać!

Nawiasem, chyba mi też udzielił się stres przedmaturalny. Już nawet mi się śniło, że jak kulturalny obywatel wchodzę do szkoły, a tam każą mi szybko iść do auli i pisać maturę rozszerzoną z biologii.


No nic, życzę powodzenia tegorocznym maturzystom!
Lepiej wy niż ja, hłe, hłe...

16 komentarzy:

  1. Jako tegoroczna maturzystka i również-przyszła-pani-doktor przyznam, że im bliżej sądny dzień, tym mniejsze wrażenie na mnie robi, bardziej boję się o wszelkie formalności związane ze zdawaniem egzaminów, tak nam tym namieszali w głowach! Nie mam pewności czy w tym roku dostane się na te wymarzone studia, nawet po trosze przestaję w to wierzyć, ale kiedyś w końcu będę mogła o sobie dumnie powiedzieć: studentka medycyny! Wiem to i pewnie Ty też czujesz to o sobie, my, przyszli lekarze, nie zadowolimy się czymś innym niż dotarciem do celu :) Jednocześnie czekam na dzień, kiedy bez wyrzutów sumienia obejrzę jeszcze raz wszystkie odcinki Sherlocka, zacznę Hannibala czy odświeżę ukochanego Tolkiena! Pozdrawiam i po cichu liczę na trzymanie kciuków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że trzymam kciuki! A studia mają to do siebie, że można na nie startować kilka razy, więc zawsze jest jakaś alternatywa. ;P
      Życzę powodzenia! :)

      Usuń
  2. Tak,w taką pogodę to nic się nie chce - zwłaszcza uczyć! Znam to ;)
    Gratuluję ugotowania rosołu - może i jak bym się w końcu wzięła za gotowanie? hm, co do zakupów - prawdopodobnie miałabym ten sam problem - to się nazywa luksus życia ze starszym rodzeństwem.

    MATURA TO BZDURA!
    Bądź co bądź - powodzenia,3mam kciuki za wysokie wyniki i łatwe zadania !!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, dziękuję! A myślałam, że mnie ludzie wyśmieją za tę cudną umiejętność, bo każdy sobie umie ugotować, jak to mawiają. A jednak moje poczucie własnej wartości zostało mile połechtane, raz jeszcze dziękuję. <3
      A powodzenie sobie przetrzymam trochę, do matury mam jeszcze dwa lata (choć mój mózg najwidoczniej nie zdaje sobie z tego sprawy). :P

      Usuń
  3. Poczucie humoru rzeczywiście specyficzne, ale zwykle tak jest, że w różnym otoczeniu ludzie śmieją się z innych rzeczy. Czasami niekoniecznie z takich, które nas bawią. Ja też cieszę się z przerwy świątecznej, w końcu jest czas na odpoczynek. Podziwiam za to, że zrobiłaś sama rosół, od początku do końca, mi jeszcze się to nie zdarzyło. Czasami na zakupach można zginąć, idziemy po konkretną rzecz, a tam czyhają się takie cuda. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, choć nie obyło by się bez niezawodnej pomocy mojej mamy. Ja byłam tylko rękami (albo aż), ale co tam, liczy się, liczy. ;D
      Tak, tak, dokładnie! Zakupy to zło całkowite. :P

      Usuń
  4. Lepiej gdy jest zbyt duży wyrób niż zbyt mały, bo w razie czegoś można wziąć pierwszą lepszą rzecz i z głowy. Gratulacje za ugotowanie rosołu.
    Stres przedmaturalny dopiero będę odczuwała za jakiś rok. Na razie matury kojarzą mi się w długą przerwą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, za takiej komuny to przynajmniej problemu nie było, brało się to, co jest i z głowy. :P

      Usuń
  5. Hłe, hłe, też się cieszę. Tylko jak oni skończą pisać, to ja będę pierwsza w kolejce, icoteraz/wtedy?!
    Co do rosołu, to pamiętam jak ja robiłam swój pierwszy. Szczotka z tym, że prawie wyparował! Za to smak był niezwykle intensywny, ^^.
    Teraz to wiadomo, nie ma chały na dzielni, jak to mówią. Choć i tak preferują piec ciasta, czy inne takie smakołyki. No cóż, najwyżej zgrubne na studiach - a co mi tam!
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, znam to - bo to tak naprawdę moje drugie podejście do prawdziwego gotowania (ktoś chętny na węgiel zamiast ziemniaczków...?). A ciasta to u mnie wychodzą tylko wtedy, gdy potrzeba nie więcej niż pięć składników (choć na Święta zaszalałam z piernikami! Póki co to najbardziej ambitny smakołyk, który wyszedł z moich rąk ;P).
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  6. Ojej, widzę, że topchef z ciebie niezły. :D Ja umiem piec tylko naleśniki i masakrować kotlety schabowe, dlatego zazdroszczę wszystkim "na wyższym levelu", bo boję się, że na studiach będę głodować z takimi umiejętnościami kulinarnymi. :D
    Nie śmiej się, przyjdzie jeszcze nasz czas na maturę. Ale szczerze mówiąc nauczyciele, zwłaszcza historyk, z którym czeka mnie 11(!!!) godzin w przyszłym roku, zaczynają o niej regularnie ględzić. Zawsze się pocieszam, że nie będę pisać rozszerzonej biologii, biologii w ogóle, dlatego cię podziwiam i współczuję naraz. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi naleśniki wychodzą co drugie - to znaczy, raz idealne, wręcz nieziemskie, drugi jak omletniewiadomoco. Ale ciiicho, rosół wyszedł, yeees! :D
      Ja za to się zawsze cieszyłam, że nie będę pisać historii. Co jak co, ale nie wyobrażam sobie matury z tego cudownego przedmiotu, dlatego kłaniam się do stóp! :P

      Usuń
  7. Zawsze myślałam, że tylko ja mam specyficzne poczucie humoru, ale okazuje się, że jednak nie (i dobrze) :D Gratuluję ugotowania rosołu! Zdecydowanie wolę piec ciasta, bo rosół nigdy nie wychodzi tak, jak by się chciało - przynajmniej mi ;c Ale czasy przypalania nawet jajecznicy bezpowrotnie minęły, więc wydaje mi się, że z głodu nie umrę - przynajmniej na razie :D Na Twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkiem, ale nie żałuję :) Lekarz - ambitne plany! Sama wymarzyłam sobie prawo, ale nie wiem, czy mi się uda (czyt. czy wygram walkę z Niechcemisięniusem doskonalusem, jak to określiłaś) ;c Serdecznie pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) A ciasta to przecież doskonała forma odżywiania, ja tam nie wiem, co masz do ciast, kocham ciasta, uwielbiam ciasta, a w dodatku są dużo prostsze od ambitniejszych przepisów typu "zupa"... :P
      E tam, najważniejsze to mieć jakiś cel w życiu i starać się do niego dążyć; nawet najgorszy wirus, który często powraca, czasem daje spokój. Trzeba być dobrej myśli. :D

      Usuń
  8. A wiesz, że specyficzne poczucie humoru tutaj mnie jakoś nie dziwi? Bo ludzie w tym zawodzie muszą mieć odpowiedni dystans etc. a poczucie humoru tego typu jest jego wyrazem. To chroni choćby przed SWZ. Więc wiesz:)

    I będzie dobrze na tej maturze, zdasz dobrze no:) Trzymać kciuki będę:)

    OdpowiedzUsuń