14 stycznia 2014

No.25 Knockin' on Heaven's Door

W myśl postanowień noworocznych chwyciłam za gitarę. I zamiast się uczyć, bo mam strasznie zawalone dni, siedzę sobie w swej hobbiciej norze i gram obok porozrzucanych zeszytów, dopóty palce nie zaczynają błagać o litość. Tak to już jest, gdy po długiej przerwie zapewnia się im taki maraton.
History time, cobyście zrozumieli nieco me położenie, czy coś. Wcześniej, to znaczy, by nie być gołosłownym, przed czerwcem 2013 roku, kiedy to jeszcze na papierku byłam w drużynie harcerskiej, operowałam głównie na swoim śpiewniku, gdzie największą ekstrawagancją był Sen Katarzyny II Kaczmarskiego. Nic dziwnego, że od 2011, kiedy to rozpoczęłam swą przygodę z gitarą, wszystko zdążyło mi się tak przejeść, że teraz, kolokwialnie, rzygam na samą myśl o Coś tam o ognisku, Coś tam o lesie. Był to jednak dobry start, od czegoś prostego należało zacząć.
Aktualnie gram to, co chcę i lubię, a to jest główny powód mojego nagłego powrotu (bądźmy szczerzy, wszystkie moje powroty do gitary są nagłe). Będąc harcerką, nie mogłam mieć nieharcerskich piosenek w zeszyciku; posiadanie anglojęzycznego utworu było czymś równie niedorzecznym, jak zabieranie najlepszych ubrań na obóz - szpan, bo szpan, ale zupełnie zbędne i jeszcze jest powodem głupich uwag. Zatem pierwsze, co zrobiłam, gdy odeszłam, to wkleiłam pentagram do śpiewnika i wpisałam Knockin' on Heaven's Door. No cóż, nareszcie znalazłam sobie idealny repertuar; piosenki, które wywołują u mnie lekkie drżenie serca - w końcu spod moich palców wydobywają się dźwięki ukochanych melodii, które układają się w harmonijną całość. To cudowne odtwarzać sztukę pod własnym dachem i z własnym pomysłem na jej realizację; są utwory, które po jakimś czasie zaczyna się naprawdę czuć, żyć nimi, i nie są w stanie się znudzić; jak wino, które musi dopiero dojrzeć, by najlepiej smakować - za każdym razem można zaproponować inną aranżację, przesunąć dłonią po strunach więcej razy w jednym akordzie, zmniejszyć tempo w innym. Świetne uczucie.

Granie jest fajne! Kto nieprzekonany, niech sam spróbuje - i na to nie ma gotowej odpowiedzi nie mam zdolności, nie mam słuchu. Jestem na to najlepszym przykładem: też nie miałam, a wystarczy odrobina motywacji i treningu. 
I nigdy nie jest za późno, by zacząć.

11 komentarzy:

  1. Ja mam ambitny plan, że nauczę się podgrywać sobie do moich jęków, pospolicie zwanych śpiewaniem. Gitara, którą przywlekłam sobie do pokoju pamięta studia, jeśli nie liceum mojej mamy, więc jest dość kiepska, ale mam się na niej nauczyć, bo "jak mi się odechce, to szkoda będzie tej kasy, co by poszła na nową". Ja wiem, że jak już się nauczę, to mi się nie odechce, ale najpierw trzeba zacząć... Mam już nawet struny kupione, taki postęp. Tylko nie mam kiedy ich naciągnąć. Mówię sobie "po testach zacznę i po wakacjach będę umieć" ale może się zmobilizuję i zacznę w ferie?
    I weź w ogóle zabierz ode mnie te plany noworoczne. Po co to komu (tag, wymiękam przy swoich D:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, to jest dobry sposób nauczyć się mniej-więcej grać przed zakupem, jednak sama również przed długi czas trzymałam w pokoju starą gitarę mamy (która od zawsze pełniła funkcje estetyczne, bo nikt nie potrafił nic z nią zrobić, by the way [to znaczy z gitarą, nie mamą, podmiot mi się zgubił]) i muszę przyznać, że to nie działało. Dopiero koleżanka nauczyła mnie grać na swojej, starą oddałam bratu i kupiłam nową. Tak, wiem, że jestem mistrzem motywacji. xD
      Osobiście radziłabym zacząć w ferie - coś trzeba będzie w końcu robić, by rozładować stres i wypełnić puste chwile między zaglądaniem w zeszyty.
      Ale masz jeszcze cały rok! Przecież nie jest powiedziane, by spełniać je od początku. :D

      Usuń
  2. Łorety., Piraci na gitarze muszą brzmieć ciekawie! :D W sumie nigdy nie grałam na niczym ambitnym, ale lubię posłuchać jak inni grają, o :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo faktycznie brzmią ciekawie, a jeszcze jak się na palce patrzy, które latają po gryfie, ma się wrażenie, że wygląda to tak so professional. :D

      Usuń
  3. Wiele bym dała, żeby mieć własną gitarę, ale to niemożliwe, ze względów finansowych. Trochę zazdroszczę, że możesz sobie pograć :)
    Powodzenia w treningach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gitara wcale nie musi być taka droga - można się zamknąć w granicy stu złotych lub zaopatrzyć się w używaną; warto też poszukać po znajomych, czy coś im się na strychu nie kurzy. c;
      Bardzo dziękuję. :)

      Usuń
  4. Porze mój, porze, ja ominęłam posta! Przybywam, by zaległości nadrobić i powiedzieć słów kilka.
    Gitara brzmi cudownie. Miałam okazję posłuchać na żywo Stairway to Heaven w wykonaniu tak świetnym (i tak bardzo dla mnie), że po prostu... Nie do skomentowania, lecz do pokochania.
    Muzyka taka sprawia, że czuję ucisk w klatce piersiowej. Taki dobry, taki miły ciężarek. Wyzwala to we mnie mnóstwo uczuć.
    Nie wiem, czy to ja jestem tą Chem z posta (jestem? xd), ale fakt, i ja mogłabym w końcu cztery litery ruszyć w tym kierunku. Oczywiście, wymówek zawsze znajdzie się całe mnóstwo, bo tak.
    Stare gitary to jest to! Ja mam w domu gitarę po ciotce, taką peerelowską gitarę, struny były wymieniane jakiś rok temu i po paru miesiącach jedna z nich się zerwała. Po tym właśnie zakończyła się moja historia z instrumentem, w sumie niewiele wtedy się zdążyłam nauczyć, ale miałam nadzieję na więcej.
    A więc tak: podziwiam Cię, mnóstwa czasu na naukę życzę i miłości do tej Twojej gitary jak najwięcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to znowu ja, głupia bardzo, już rozgryzłam zagadkę i wiem, że o mnie chodziło :D Tak długo potrzebowałam, żeby sobie przypomnieć, coraz gorzej ze mną...

      Usuń
    2. Też słuchałam Stairway na żywo - to faktycznie niesamowite uczucie, aż dech zapiera; do pokochania, jak nic.
      No, to teraz ruszamy do sklepu, wymieniamy struny i też gramy, niech się gitara nie marnuje.
      Bardzo dziękuję i - nawzajem! :D

      Usuń
  5. dlatego czułe, że harcerstwo nigdy nie było dla mnie- ograniczenia w repertuarze? muzyk nie może sobie na to pozwolić! XD tak samo, jak nie może sobie pozwolić na długie przerwy..palce...właśnie palce, nieraz to lata odzyskiwania sprawności, jeśli zarzuca się chocby na pół roku lata nauki. może nie w przypadku gitary, ale skrzypiec czy fortepianu...osobisty agmagedon XD
    jest fajne, jest miłe...chyba że chodzisz do szkół muzycznych i jest to twój zawód XD jeśli tego naprawdę nie kochasz, nie wytrzymasz żelaznej dyscypliny. ale, to już trochę inna rozmowa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zdecydowanie szkoły muzyczne to nie moja bajka, jak coś muszę, to niespecjalnie to kocham. Tak to właśnie bywało z plastyką - przez nią od lat nie trzymałam pasteli i farb w rękach, zupełnie się zraziłam. Raczej traktuję gitarę jako pasję, hobby. ;)

      Usuń