15 lipca 2013

No.8 Dreams

Jestem jedną z niewielu osób, które pamiętają praktycznie każdy swój sen - czasem, wiadomo, zapomni się go w porannym pośpiechu, wypadnie z głowy w świetle codziennych czynności bądź, po prostu, nie będzie się miało czasu na powtórzenie go sobie po obudzeniu. Weszło mi już to w nawyk, że zaraz po wyłączeniu budzika (który, notabene, w roku szkolnym jest nastawiony chyba pod koniec jednej z ostatnich faz REM - wszak, budząc się w jej trakcie, najwięcej pamiętamy) przypominam sobie sen od początku do końca, by nie pominąć żadnych szczegółów i zdać relację z niego innym (którzy nigdy nie słuchają, ale przynajmniej uprzykrzając im życie, bardziej sen utrwalam). Doszło nawet do tego, że taką powtórkę przeprowadzałam, jeszcze śpiąc; mózg tak przystosował się do pory budzenia, że parę minut przed dzwonkiem dawał mi we śnie całkowitą swobodę, tak zwany świadomy sen, dzięki czemu nie musiałam już tracić czasu nad ranem. Brzmi to absurdalnie, ale jestem fanatyczką snów. Zbieram je w pamięci, by w (bardzo, bardzo, bardzo) odległym czasie spisać w jednym miejscu i mając wenę, wykorzystać do opowiadań i powieści.
Niejednokrotnie miewam sny zwyczajnie głupie, proste, bez większego polotu; częściej bywa jednak, że są one majstersztykiem, świetnym materiałem na kryminał, thriller czy horror. Te ostatnie zachowuję dla siebie - fakt, że przy morderstwie przyjaciół bardziej zastanawiałam się, jak uciec przed ich mściwymi duchami i goniącą mnie policją, aniżeli uroniła jakąkolwiek łzę, po obudzeniu nie zrobił na mnie większego wrażenia, powinien niepokoić. Tym razem miałam sen związany z apokalipsą, gdzie brak człowieczeństwa również wdaje się we znaki. Ale od początku.
Po tym dość przydługim wstępie można wywnioskować, że nie nastawiając budzika, nie zapamiętuję snów. I istotnie tak jest, gdyż śpiąc do południa, ciężko natrafić na odpowiednią fazę. Przyzwyczaiłam się do tego, że chcąc otrzymać nowy okaz do kolekcji, muszę wstać dużo wcześniej, a tym samym nie wyspać się porządnie, więc przez wakacje nie oczekiwałam niczego zaskakującego. Tej nocy było zupełnie inaczej. Pomijam, że budziłam się pod koniec każdej fazy i ogółem rzecz biorąc, byłabym w stanie zapamiętać wszystkie dzisiejsze wytwory mego umysłu, jednak, nie będąc przygotowana na tyle wrażeń, udało mi się szczegółowo nakreślić przebieg ostatniego, z poprzednich kojarząc jedynie towarzyszące im emocje. Co z tego wynikło? Że w nocy z 14 na 15 lipca mózg urządził mi sesję z moimi największymi lękami, zarówno teraźniejszymi, jak i tymi dawniejszymi, które udało mi się pokonać.
Dla większości z was apokalipsa z meteorytami wyda się błaha - dla mnie, jako dziesięcioletniej dziewczynki, która za dużo zaczęła o tym czytać, była to przyczyna wielu nieprzespanych nocy. Dzisiaj patrzę na to z uśmiechem na ustach, lecz niegdyś na odgłos niezapowiedzianych fajerwerków serce się zatrzymywało i naprawdę musiałam się przemóc, by zajrzeć przez okno. W końcu stwierdziłam słusznie, że jak już niebo spadnie, to na całego, więc i tak nikt nie przeżyje - tym samym lęk uciekł.

Dobrze pamiętam, że cała akcja rozgrywała się w tym moim nieszczęsnym gimnazjum, wiem nawet, w której sali i z którym nauczycielem. Ba! - realizm podkreślał fakt, że dostało mi się, że nadal stoję z plecakiem zamiast usiąść jak człowiek w ławce, a ja wykłócałam się, że nie ma miejsca, pomimo wolnego krzesła obok chłopaka, za którym nie przepadałam. Siadając w końcu przy oknie obok koleżanki, widziałam ten sam deszczowy widok, co w rzeczywistości. Już miałam powiedzieć, że zalało cały teren, gdy w porę dostrzegłam, że było to jedynie złudzenie, odblask światła od mokrej nawierzchni i poprawiłam: To tylko słońce... którego zresztą nie ma, dodałam by dalej się nie kompromitować (przypomnijmy, iż niebo było zachmurzone). Dokładnie w tym samym momencie okolica rozbłysła jasnym światłem, coś przemknęło po niebie z dużą prędkością, a za jednym z budynków kilkadziesiąt metrów przed szkołą, grudy ziemi podskoczyły do góry. Dobrze wiedziałam, co to jest, wiedziałam również, że nikt mi nie uwierzy i choć próbowałam przekonać siebie, że to tylko bzdurne fobie z dzieciństwa, odskoczyłam od okna. Już wtedy zauważyłam, że coś jest nie tak, gdyż nie towarzyszyły temu żadne wstrząsy ani ogień, ale to nie ustąpiło panice. Klasa wybiegła na oszklony z jednej strony korytarz. Wtedy spadł kolejny meteoryt, który pęczniał, rozbijając szybę. W strachu pomyślałam, że to żyje! aż ktoś wyjaśnił mi, że owe pęcznienie jest normalne, podał nawet tego nazwę (którą po obudzeniu jeszcze pamiętałam, ale włączając komputer w celu sprawdzenia co znaczy, wypadła mi z głowy). W tym momencie przypomniałam sobie, że miałam już taki sen, a zapytana przez kogoś, jak się skończył, odparłam, że z pewnością nie happyendem. Oprócz tego, doszło do mnie również, że w owym śnie zostałam jedną z ostatnich żywych osób, przez co byłam zmuszona bohatersko uratować kogoś z widmem meteorytu na karku; a będąc teraz w szkole, gdzie działo się piekło, ostatnim, co bym zrobiła, był ratunek.
Obudziłam się i stwierdziłam, że jestem egoistyczną suką. W końcu, co jak nie sen, uświadamia, jacy naprawdę jesteśmy? To już kolejny raz, gdy własny mózg przypomina mi, że wcale nie jestem lepsza od tych, których potępiam - że jakby doszło co do czego, to pierwsza chowałabym głowę w piasek.
Ma rację.
A sen ląduje do, do tej pory, pustej szufladki Te, które zmusiły moje serce do szybszego bicia.

8 komentarzy:

  1. Też często pamiętam sny. Nie zawsze, ale często. I częściej te straszne niż wesołe .
    Pamiętam jeden sen, niedawno mi się śnił, może z 3 miesiące temu. Było to w mieszkaniu moich rodziców. Na przedpokoju stał stół pod którym leżała panna młoda i ja. I wszędzie była strzelanina, krew się lała, ktoś w łeb dostał etc. I nagle zobaczyłam, że mój narzeczony walczy z jednym z tych złych i został zamordowany. I płakałam strasznie, krzycząc prawie. Długo płakałam, zanim się uspokoiłam. Mój Łukasz mnie obudził, bo ponoć się darłam. Brrr, straszny sen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że te straszniejsze częściej zapadają nam w pamięć, pewnie z powodu emocji, które im towarzyszą. Są też formą odstępstwa od codziennej normy, ale to czyni je chyba bardziej... może to złe określenie, zważywszy na Twój sen, ale z racji tego, że z własną psychozą jestem za pan brat - intrygującymi i niesamowitymi. Alternatywna rzeczywistość... nawiasem, chyba trzeba w końcu obejrzeć Incepcję i jeszcze bardziej się poschizować. c:

      Usuń
    2. Pamiętam, że w nocy się na niego obraziłam, bo umarł, haha :c.
      Wiadomo - sny są intrygujące i niesamowite. Szczególnie te realne, gdzie strach i inne emocje odczuwa się naprawdę.
      Nie widziałam Incepcji - zasnęłam raz XD

      Usuń
    3. Ja właśnie do Incepcji zbieram się od przeszło trzech lat, ale nieważne... c;

      Usuń
  2. Kurczę, jak miło znaleźć kogoś, kto jest takim samym fanatykiem snów jak ja c: Już nie raz przeglądałam filmiki instruktażowe o oobe i świadomym śnieniu zamiast pisać z Wikipedii referat na historię.
    Mój mózg jest zbiorem informacji o fazach REM, sposobach na świadomy sen i wszystkich rzeczach, które są z powyższym związane :)
    Sny to niesamowita część życia człowieka, lepszy świat odcięty od rzeczywistości. To piękne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdecydowanie sny czynią życie niesamowitym. Takie RPG z nami w roli głównej; fantastyczne zjawisko.

      Usuń
  3. Pamiętam tylko urywki, rzadko całych snów. Potem po obudzeniu staram się ze wszystkich sił by ich nie zapomnieć, albo by szczegóły, które zrobiły na mnie wrażenie, nie straciły na sile po przebudzeniu.
    Sama też próbowałam przeprowadzić próbę "snu świadomego", ale jak na razie efekty są marne.
    Co do pomysłu na spisywanie snów jest on wręcz genialny i powiem szczerze, ze rokuje dość obiecująco. W czasie snu człowiek popuszcza do tego stopnia wodze wyobraźni, gdzie w rzeczywistym życiu nigdy by się nie odważył. Wyszłaby z tego ciekawa książka, na pewno bym przeczytała ;).
    Ja bym raczej nazwała to instynktem samozachowawczym. Pierwszy odruch populacji ludzkiej jest taki by chronić własny tyłek, a pozostali jakoś sobie poradzą. Sama nigdy nie chcę znaleźć się w takiej sytuacji, bo nie wiem jak bym postąpiła, a myśl, że schowałabym się gdzieś daleko nie pomagając nikomu jest co najmniej dołująca.
    Życzę Ci byś wyśniła genialna fabułę i bohaterów do swojej powieści- będę czekać na jej publikację ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Będę czekać na jej publikację" - hm, jasne. c; Jak ostatnio (czyt. kilka miesięcy temu) poskładałam do kupy parę snów i ogarnęłam ich fabułę - ba! nawet zakończenie i problematykę - do dziś nie udało mi się napisać więcej niż cztery, pięć stron. Za mało motywacji. Przykro mi, na razie na żadne publikacje się nie zanosi. ;)

      Usuń