2 stycznia 2016

No.58 And feel the sky on your hands

Jest i Nowy Rok, piękny, lśniący, nieskalany 2016. Postanowienia? Dać z siebie wszystko, by później nie móc sobie zarzucić niekonsekwencji i niczego nie żałować. Uparcie dążyć do wyznaczonych celów i nie zniechęcać się porażkami. Spełniać się we wszystkim co robię i nie patrzeć na świat jak na największego wroga. Nie patrzeć na siebie jak na największego wroga. Doceniać to, co mam. A przede wszystkim - nie poddawać się.
Miniony rok dał mi wiele do zrozumienia - choć był obfity w niezwykłe wydarzenia, przeplatane one były chwilami słabości, w których traciłam wszystkie siły i miałam wrażenie, że nie sposób się pozbierać i wrócić do rzeczywistości. Na duchu podtrzymywała mnie jednak najpiękniejsza rzecz, którą 2015 mógł mi dać: cudowne przyjaźnie, bez których nie wyobrażam sobie teraz życia. Kilka osób, które zupełnie nieświadomie pomagają mi się otrząsnąć i znaleźć nowe siły, by przeć przed siebie każdego dnia.
Nauczyłam się celebrować wolne chwile i wykorzystuję czas jak tylko się da - może nie do granic możliwości, ale zdecydowanie jestem na dobrej drodze. Najlepszym przykładem na to jest fakt, że od września przeczytałam prawie piętnaście normalnych książek tylko podczas dojazdów i we wszelakich poczekalniach. Autobus stał się moją (dłuższą) chwilą odpoczynku i oderwania od codziennych problemów czy trosk. Choć to irracjonalne, to cieszę się, że powstała w moim dniu luka, którą mogę wypełnić tak, jak tylko chcę, a nie jak powinnam - gdybym nie musiała dojeżdżać, chyba bym na oczy żadnej książki nie zobaczyła w ciągu roku szkolnego, a tym samym stres już dawno by mnie wyżarł od środka. Wszak zauważyłam, że zaczęłam się bać chwil bezczynności; wtedy budzą się we mnie wszelkie lęki, które sprawiają, że tracę wiarę w sens tego, co robię i jestem bliska popadnięciu w depresję. 

Wszyscy marzyli o śniegu i z lekkim wstydem przyznam (choć moja dusza zmarzlucha się pod tym nie podpisuje), że ja również oczekiwałam na wirujące w powietrzu płatki wpadające za szalik i wywołujące zawał, topiąc się na rozgrzanej szyi. Dostałam tragiczny mróz, który na dobre przekreślił plany na wychodzenie z domu gdziekolwiek indziej niż do szkoły. Nie znoszę mrozu. Brr.


Generalnie to wszystkiego dobrego.
Czy coś.

18 komentarzy:

  1. Nigdy nie rozumiałam fenomenu pięćdziesięcu postanowień noworocznych. Nawet jakby człowiek się spiął i chciał to w życiu wszystkich nie spełni. Dlatego lepiej mieć je uogólnione, najbardziej szerokie jak się da. Wtedy spokojnie można je realizować i nie być rozgoryczonym, kiedy ich część się nie uda.
    Cieszę się, że jesteś zadowolona z zeszłego roku, naprawdę :3
    Ten mróz jest paskudny, już nie mogę go znieść. Szczególnie, że kaszle mnie od początku świąt i błagam, żeby do poniedziałku mi przeszło, bo z każdym nowym kaszlnięciem czuję jak zapada mi się płuco XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zaś z drugiej strony, gdy są takie uogólnione, to wtedy strasznie je można naciągnąć i w konsekwencji nie wiadomo, czy się spełniło je świadomie, czy nie. :D
      Meh, daj spokój, ja chodzę z cieknącym nosem. Makabra.

      Usuń
    2. O widzisz, haha i tak źle i tak niedobrze :D Lepiej wcale nie mieć postanowień, bo w sumie, kiedy takie masz to już w lutym o nich zapomnisz.
      Chyba wszyscy jacyś przeziębieni, bo nam dupska nie zmroziło skoro śniegu nie było i odporności brak XD

      Usuń
    3. No, najlepsze rozwiązanie! xD
      A żebyś wiedziała! 10 stopni, 10 stopni i tu nagle z dnia na dzień - minus 10. Jak tak można! D:

      Usuń
  2. Oj ten mróz jest straszny!!U nas w górach pizd*i na maxa hahaha :)
    I w 100% się z Tobą zgadzam, że autobus to jedyna chwila wytchnienia w ciągu dnia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Nawet wyjść z domu do śmietnika nie można, bo przez następną godzinę trzeba odtajać. :D

      Usuń
  3. U mnie dziś chyba było -18...
    Moją największą udręką jest to, że gdy próbuję czytać podczas jazdy, zaraz robi mi się niedobrze :<. I zawsze ze smutkiem patrzę na ludzi czytających w autobusach czy w pociągu, bo też bym sobie poczytała, ale cóż, no... zazwyczaj dobrze się to nie kończy.
    Ja niestety w ciągu roku akademickiego nie czytam. Nawet nie chodzi o to, że w ogóle nie ma czasu na takie rzeczy, po prostu po wertowaniu grubych tomisk na zajęcia, mam odrazę do wszelakich ciągów literek. Znajomi też na to cierpią :D. Ale teraz, mając trzy tygodnie wolnego, znów mogłam sobie czytać dla przyjemności ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właśnie też dręczy choroba lokomocyjna, ale jakoś tak, powolutku się udało - po jednej stronie, po pięć, aż w końcu przestałam patrzeć w okno. Sporadycznie zdarza mi się nie czuć dobrze w ekstremalnych warunkach pod tytułem smród w autobusie albo nadmiernie podkręcone ogrzewanie.
      O matko, mam nadzieję, że ja tak mieć nie będę, to byłoby straszne! :D

      Usuń
  4. Dla mnie miniony rok był jakiś taki nijaki. Nic się w nim szczególnego nie działo. Od tego nie wymagam wiele, ale przynajmniej mam pewność, że tak nudno nie będzie, chyba że w jakiś sposób moje plany na wakacje jednak nie wypalą, a osiemnaste urodziny też mnie jakoś ominą. Swoją drogą, nie chcę dorastać ;_; pocieszam się, że na sto procent nadal będę tak samo głupkowata i nieodpowiedzialna, będę tylko musiała wyrobić sobie dowód i tyle XD A nad prawem jazdy to się jeszcze zastanowię, na razie to śnią mi się koszmary, że nie mogę zmienić biegu, wcisnąć hamulca, albo skręcić...
    Szczególnych planów ani postanowień nie mam, bo i tak potem nie wiele z tego wychodzi. Po prostu, żyć jak najlepiej.
    Mnie szczerze mówiąc śniegu nie brakuje, mogłabym żyć w klimacie, w którym temperatura nie schodzi poniżej zera... W zasadzie to mogłoby być już lato ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak niedawno doszłam do wniosku, że to, co trzymam w portfelu, nie jest dowodem tożsamości, ale dowodem na niepoprawny stan umysłu. Ech, tak sobie czasem myślę, że chyba nie grozi mi dojrzałość. No, a Ty się nie śmiej, Twoje koszmary to moja rzeczywistość! :D
      Niestety i u mnie od jakiegoś czasu śnieg leży i tylko czeka, bym wywinęła spektakularnego orła. Ewentualnie sypie po twarzy, przypominając, że moje okulary nie mają wmontowanych wycieraczek. Więc tego. Wiosna by nie zaszkodziła.

      Usuń
  5. Widzę, że tematyka mrozu pojawia się mniej lub bardziej w każdym godnym poczytania kąciku w internecie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie! Może się obrazi i sobie pójdzie, bo nie dość, że ubrać się już cieplej nie da, to jeszcze zadziwiająco szybko wzrasta ryzyko bliższego spotkania z betonem. Albo drzewem, jak się za kierownicą jest. Generalnie niefajnie. :C

      Usuń
  6. Wpadłam tutaj do Ciebie przypadkiem i... bardzo mi się spodobało :) Myślę, że będę wpadać częściej :)

    Życzę powodzenia we wszystkich noworocznych postanowieniach :) Na wielu blogach widziałam już różne podsumowania i plany na nowy rok - może także powinnam takie zrobić?

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie w wolnej chwili: http://w365dnidookolazycia.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie końcówka roku była dość emocjonująca i jakby to ująć... trochę stresująca, ale bardzo dobra również! Przede wszystkim decyzja o ślubie i wybranie terminu i decyzją o remoncie i od tego zaczęliśmy 2016 rok - z przytupem, od remontu xD.
    Postanowień jako takich nie mam, takie właśnie może ogólne, związane z pracą magisterska, z pracą zarobkową. Również takie by wrócić do blogowania i jak widzisz... Jestem tu! : D

    OdpowiedzUsuń
  8. No czekamy na posta, czekamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ale w moim życiu tak bardzo nic się nie dzieje! xD

      Usuń