3 czerwca 2015

No.52 Upon the fields of barley

Morze kwitnących pól poprzecinanych ścianami drzew, w tle majaczące góry, pomarańczowe słońce zachodzące za pasące się na horyzoncie owce, gwiazdy na nocnym niebie za oknem, śpiew ptaków każdego ranka. Nie jest cicho, wręcz przeciwnie! Zdarzają się samochody jadące po drodze, muzyka dochodząca z karczmy w weekendy, krzyczące dzieci, ale wystarczy, że wjadę do miasta, a ogrom warkotu, szumu, syren pogotowia, pisku opon jest aż przytłaczający. Wsi spokojna, wsi wesoła. I zaglądając jeszcze czasem do starego mieszkania wiem, że to tu jest mój dom, wśród pól i drzew, nie tam na poddaszu w centrum miasta.
Wiadomo, dojazdy są tragiczne, ale tylko powrotne - natomiast zupełnie nie przeszkadza mi być dwie godziny przed rozpoczęciem lekcji w szkole, jest to doskonała okazja, by chodzić na różne dodatkowe zajęcia, na które wcześniej nie miałam motywacji, by się budzić; pouczyć się tego, do czego nie miałam siły poprzedniego dnia albo też skonsultować zadanie domowe (dobra, częściej to jednak jest odpisać zadanie domowe, gdy już zupełnie nie ma się głowy do kolejnego kartkowania Wesela czy innych Chłopów, z których pewnie i tak nie wycisnę tego, co trzeba). Ciężko mi się uczy, bo jeszcze nie zakupiłam stosownego biurka, ale w alternatywie czytam książki - dawno tyle wieczorów nie spędziłam z beletrystyką. Nie znaczy to jednak, że zaniedbuję szkołę; po prostu nie zmuszam się bez sensu do czegoś, do czego i tak nie mam głowy, a ciepły łyk dobrego thrillera od razu stawia na nogi i daje siły do działania. Dużo też zaczęłam jeździć na rowerze - jak pierwsze sto kilometrów robiłam trzy miesiące, tak drugą setkę zrobiłam w trzy dni, zwiedzając okoliczne miejscowości. Fakt faktem, że teren jest okropny, bo droga leci w dół i górę, w górę i dół i przez dwa dni miałam później problemy z poprawnym chodzeniem, to i tak jestem z siebie jakoś tak dumna.
Generalnie nie narzekam.

A jak o szkołę zahaczyliśmy... nie wiem, mam totalnie mieszane uczucia do tego, co się w niej teraz dzieje. Dla przykładu, w przyszłym tygodniu mam pięć sprawdzianów - nawet nie wiem, jak to jest możliwe, ale są, wiszą jak byk w rubryce na dzienniku i straszą. Zdałaś już może pokarmowy z łaciny? Przeczytałaś Ludzi bezdomnych? Zaczęłaś już się uczyć na ten podsumowujący dwa lata z matmy?


Co do olimpiady, w końcu moje pismo dotarło na odpowiednie biurka i nareszcie mogłam się skonsultować z jakimś znawcą tematu. Co prawda, chyba zostałam na początku źle zrozumiana, bo zanegowali i zaproponowali dokładnie to samo, ale w innym kontekście. No cóż. Ale mam już z sobą ludzi, których potrzebowałam, a dla których jest to chleb powszedni - choć usłyszałam, że jestem wyjątkiem od reguły, bo to zazwyczaj studenci jakiejś ochrony środowiska czy coś temu podobne przychodzą. O, i zwiedziłam oczyszczalnię ścieków przy okazji. Wielu ciekawych rzeczy się dowiedziałam, często oczywistych, choć które w sumie do głowy by mi nie wpadły. Człowiek uczy się przez całe życie. A taką wycieczkę polecam, jeśli ktoś ma możliwość, fajna sprawa.

16 komentarzy:

  1. Wieś to jednak wieś co nie?
    Wiesz u mnie to wygląda tak-byle zaliczyć do wystawienia ocen,a potem WOLNE!
    Zazdroszczę Ci ja nie mam takiej motywacji do wstawania zawsze się spóźniam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby tak, ale ta moja wieś jest naprawdę wyjątkowa, podoba mi się tu! :)
      O tak, kusząca perspektywa, ale... po wakacjach klasa maturalna! :c
      Wiesz, jeśli ktoś i tak nie ma wyboru... autobus mam punkt siódma, a później dopiero o dziewiątej. Chcąc nie chcąc jestem w szkole znacznie przed ósmą.

      Usuń
  2. Haha, sama bym chętnie wskoczyła na rower, ale.. nie umiem jeździć ^^'. Zazdroszczę wycieczek. Może mi się uda zmotywować i nauczyć w te wakacje.
    Widzę, że Ty również masz intensywny koniec roku. Z tego co słyszę wiele osób tak ma z drugich klas licealnych i aż się nie mogę nadziwić - na co to komu? Wiadomo, że już nikomu się nie chce. Takie bardzo na siłę.
    Ja też mam jeszcze kilka prac, ale to szczególiki są. No może poza prawdopodobnym diagnostycznym z chemii i biologii again. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, naprawdę? Umiejętność jazdy na rowerze to jak pływanie - nie wyobrażam sobie bez niej życia. :D Ale polecam, to świetna sprawa jest!
      Wszyscy chcą teraz na siłę nadrabiać materiał... ale w sumie nie ma się co dziwić, jak na przykład z historii mam jedną ocenę przez cały semestr. ^^ A pogoda wcale nie ułatwia sprawy...

      Usuń
    2. Pływać też nie umiem XD I tego już się raczej nie nauczę, zupełnie nie łapie o co w tym chodzi.
      No, gdyby jeszcze mieli jakieś zaległości. Oni po prostu prują do przodu bezlitośnie. Ja na całe szczęście już na początku czerwca miałam wszystko z głowy.

      Usuń
    3. Pływania zawsze da się nauczyć! Poza tym woda wypiera ciało, więc jakby nie było, unosić się na powierzchni zawsze jest szansa! ;)
      Ja zaś do ostatniego dnia jestem zawalona... ech, tragedia, tyle powiem.

      Usuń
  3. Wieś z jednej strony jest cudna, ale kiedy sąsiedztwo uruchomi traktor czy betoniarkę to czytać za bardzo się nie da :D
    Sprawdziany też uda Ci się dobrze napisać. Sama mam sześć w tym tygodniu, dodatkowo w piątek przyjeżdżają Niemcy i hulaj woda, muszę się wyrobić. Powodzenia! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, fakt, aktualnie to nie wiem, jakieś żniwa są czy co, bo jeżdżą dookoła tymi traktorami i huczą. Na szczęście w godzinach poranno-południowych, więc też nie mam okazji tego uświadczyć w pełnej okazałości. :D
      A dziękuję i wzajemnie! Damy radę! :P

      Usuń
  4. Wieś jest ekstra, ale chyba najlepiej się na niej urodzić i w wieku nastoletnim wynieść :D. Sama żałuję, że zamieszkaliśmy na wsi w środku mojej podstawówki, kiedy to wczesne dzieciństwo spędziłam w mieście, a za to teraz - na studiach - marzę o wyprowadzce do centrum :D

    Daj z siebie wszystko i potem rozkoszuj wakacjami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat fakt, choć może też dlatego, że już zawsze pozostanę ta obca, z którą nikt w autobusie nie pogada (to nawet lepiej, jakoś nie jestem typem towarzyskim, na siłę próbującym się integrować). :P Ale wiesz, studia, studia i po studiach, może wyniesiesz się na swoje do centrum, jeszcze nic straconego! :D
      Dziękuję, będę się starać! Wizja wakacji podnosi na duchu! :D

      Usuń
  5. Uwielbiam jazdę na rowerze, ale tylko na wsi. W mieście to jest katorga, ostatnio mało nie staranowałam jakichś ludzi na chodniku, bo ścieżki rowerowej nie było, a przez ulicę samochody pędziły z taką prędkością, że trzeba być szalonym żeby wkraść się pomiędzy nie ze swoim małym rowerkiem.
    Męczą Was tą łaciną, a świat medyczny przechodzi na angielski ;). No może w patomorfie łacina utrzyma się na dłużej. W rozporządzeniu jest, że na wszystkich uniwerkach mamy się uczyć anatomii po angielsku - w praktyce gdzieniegdzie jest do wyboru, gdzieś tam tylko angielski, a u mnie to i to. I wiesz co? Wolę łacinę. Łatwa do wymowy i miny ludzi w autobusie, gdy omawiasz z koleżanką pytania z egzaminu używając miliona łacińskich nazw - bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po mieście też jeździć nie lubię, generalnie boję się hasać między rozpędzonymi samochodami, a rozpędzone babcie na chodniku to jeszcze większa katorga. Natomiast moja wieś okazała się niezwykle pagórkowata i wszędzie jest pionowo pod górę. Ale plus jest taki, że po dziesięciu minutach takiej jazdy spalę tyle, jakbym jeździła godzinę. ;)
      Chciałabym mieć jednak łacinę na studiach, jak dla mnie jest ciekawsza - no i ten efekt wśród normalnych ludzi! :D

      Usuń
  6. A ja powiem Ci, że bardzo sobie cenię posiadania teraz "dwóch domów ". Jednego na przedmieściach, które graniczą ze wsią - rodzinnego i drugiego w sercu miasta - na studiach. Dwa klimaty, które można super ze sobą łączyć. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wieś lubię, ale nie na co dzień. Jednak jestem człowiek z przedmieści i najlepiej tam się czuję - do miasta (centrum) rowerem da się dojechać, na łono natury rzut beretem. Natomiast aktualnie mieszkam na stancji i choć oczywiście, większy sentyment jest do domu rodzinnego, to zdecydowanie wolę swobodę mieszkania na własną kieszeń.
    I jak Ci zazdroszczę, że masz łacinę, jedyne, czego mi brakuje po liceum to właśnie lekcji łaciny. Podręczniki i słowniki niby ciągle mam, ale co to za frajda z tłumaczenia Cycerona samemu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś na przedmieściach mieszkałam i przyznam, że to chyba najgorsza możliwa dla mnie opcja - bo ani to miasto, ani to wieś, a dojeżdżać tak i tak trzeba. A podobają mi się te widoki, ta atmosfera... kocham jednak tę moją wieś, och.
      No wiesz, taka łacina jak z koziej rzyci waltornia - tyle co kilka deklinacji i słownictwo medyczne, więc też nie ma się co chwalić. A jedyne tłumaczenie dotyczyło przysięgi Hipokratesa i opisu medycznych przypadków. :D

      Usuń
  8. Dobrze tak wrócić do dawniejszych postów, przynajmniej ogarniam teraz, skąd te wycieczki do Czech na rowerze.
    Rany, jak ja ci zazdroszczę życia na wsi! Niby ja to swoje ogromne miasto lubię, ale bardziej z sentymentalnych pobudek niż prawdziwego przywiązania. Przy pierwszej okazji zamierzam się stąd wyrwać. A marzeniem życia jest założenie ośrodka hipoterapii gdzieś pod miastem (za daleko jednak od miast nie może to być, bo by nikt nie korzystał). Cóż, musi mi starczyć domek letniskowy na wsi, to i tak nieźle. No i zawsze mogę jeździć do dziadków przyjaciółki (po raz pierwszy w życiu doiłam krowę i odkryłam, że takie świeże mleko to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała).
    Á propos pięciu sprawdzianów w tygodniu - ja dopiero rok temu dowiedziałam się, że ze statutu mojego gimnazjum i liceum wynika, że w tygodniu mogą być maksymalnie 3 sprawdziany na tydzień. W gimnazjum się do tego po prostu nie stosowali, a w liceum wpisują do dziennika "kartkowka", którą potem traktują jak test. I sprawa załatwiona. U ciebie też tak jest?

    OdpowiedzUsuń