Siedzę i nic nie robię. Tak zupełnie nic. Muzyka już od paru godzin gra mi w tle, w pokoju unosi się zapach pierników, które teoretycznie ozdabiam jakimś lukrem, by móc w tani sposób zrobić prezenty rodzinie.
Nie potrafię powziąć jakiegokolwiek działania.
Za każdym razem, gdy bywam w Krakowie, przypomina mi się moje postanowienie o dostaniu się na Collegium Medicum; w końcu udało mi się wybrać placówkę, do której pragnę dążyć. Jednocześnie nie robię nic w tym kierunku.
Obiecano mi Biologię Villego na Święta pod warunkiem, że nie będę się ciągle uczyć. Te czasy jednak minęły, nie uczę się, całymi dniami robię wszystko, tylko się nie uczę. Nie moja wina, że jak mama wchodzi do pokoju, mam akurat otwarty podręcznik. Wszak kiedyś muszę coś powtórzyć.
Oceny semestralne mnie nie zadowalają. W drugim semestrze będę musiała podnieść się o stopień przynajmniej z dwóch przedmiotów, by mieć pasek.
Przy okazji zdałam sobie sprawę, że jestem pojedynczą jednostką w towarzystwie, która nie chodzi na imprezy, nie ma historii o "urwanych filmach", w Sylwestra poi się co najwyżej colą, z tytoniem miała do czynienia tylko na podłożu naukowym.
Znów żyję z dnia na dzień, nie urozmaicając w żaden sposób swojego tygodnia.
Jedynym kolorem w codzienności są sny, które i tak coraz rzadziej zasługują na pamięć.
Nie wiem, co się dzieje. Coś się zepsuło. Nie wiem, kiedy to się stało. W idealnie działającej maszynie poluzowała się śrubka, której nie mogę odnaleźć.
Nie potrafię powziąć jakiegokolwiek działania.
Za każdym razem, gdy bywam w Krakowie, przypomina mi się moje postanowienie o dostaniu się na Collegium Medicum; w końcu udało mi się wybrać placówkę, do której pragnę dążyć. Jednocześnie nie robię nic w tym kierunku.
Obiecano mi Biologię Villego na Święta pod warunkiem, że nie będę się ciągle uczyć. Te czasy jednak minęły, nie uczę się, całymi dniami robię wszystko, tylko się nie uczę. Nie moja wina, że jak mama wchodzi do pokoju, mam akurat otwarty podręcznik. Wszak kiedyś muszę coś powtórzyć.
Oceny semestralne mnie nie zadowalają. W drugim semestrze będę musiała podnieść się o stopień przynajmniej z dwóch przedmiotów, by mieć pasek.
Przy okazji zdałam sobie sprawę, że jestem pojedynczą jednostką w towarzystwie, która nie chodzi na imprezy, nie ma historii o "urwanych filmach", w Sylwestra poi się co najwyżej colą, z tytoniem miała do czynienia tylko na podłożu naukowym.
Znów żyję z dnia na dzień, nie urozmaicając w żaden sposób swojego tygodnia.
Jedynym kolorem w codzienności są sny, które i tak coraz rzadziej zasługują na pamięć.
Nie wiem, co się dzieje. Coś się zepsuło. Nie wiem, kiedy to się stało. W idealnie działającej maszynie poluzowała się śrubka, której nie mogę odnaleźć.