Krótki poradnik: Jak przeżyć piątek trzynastego?
- Potakuj grzecznie - nieważne, jak bardzo nie rozumiesz motywu - gdy wychowawczyni zapala świeczkę na lekcji, chcąc oddać hołd uwięzionym jakieś siedemset lat wcześniej templariuszom. Potakuj dalej, gdy widzisz na biurku kilkukilogramową paczkę podgrzewaczy i zdajesz sobie sprawę, że widocznie codziennie będzie czczona czyjaś pamięć. Pal sześć na zakaz stosowania otwartego ognia w pomieszczeniach.
- Wytrzymaj bez śmiechu zastępstwo z profesorem od fizyki, który tłumaczy swobodne opadanie ciał. A teraz - Jezu, jaki czad! - narysujemy budynek, z którego skoczy se jakiś samobójca. Ten se skacze na głowę, a ten tutaj... o, tutaj... będzie skakał se w poziomie. No i ten w poziomie będzie aż trzy razy wolniej spadał. Co nie zmienia faktu, że i tak byście się zabili. Czad, nie? Spróbuj zrozumieć klasę, która ma z nim fizykę na co dzień i musi wynieść coś od człowieka, który tematem cieszy się tak, jak kilkuletni chłopiec nową zabawką. To nie fikcja literacka, to rzeczywistość.
- Módl się do Boga, w którego nie wierzysz, by polonistka nie zapytała Cię z lektury, której za cholerę nie potrafisz streścić.
- Egzystuj w samotności na przerwach, gdy koleżance z gimnazjum, która zawsze z Tobą siedzi w ławce, nie chce się ruszyć tyłka z domu. Nie gadaj do nikogo, nie szukaj tematów, olej poznawanie ludzi. Nie marnuj bezcennej many.
- Wpisuj ważne informacje do kalendarza, którego i tak zapominasz otworzyć w domu. Dostawaj palpitacji serca na słowo kartkówka przy dzisiejszej dacie.
- Opatul się w bluzę i siedź jak odludek na przerwach, starając się nie tracić zgromadzonego ciepła. Mów każdemu, jak bardzo Ci zimno, bo oni nie odczuwają zmiany temperatur.
Punkt siódmy: po szkole nie wychodź z domu. Te autobusy tylko czekają, by Cię rozjechać.
W takim razie naprawdę masz nietypową szkołę :D. U mnie przeważająca większość nauczycieli mówi, jakby zaraz miała zasnąć zamiast cieszyć z własnego przedmiotu, a nawiedzona jest tylko pani od przedsiębiorczości, ale może to kompleks bycia nauczycielką śmieciowego przedmiotu.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że w pierwszym semestrze liceum też nie paliłam się do spędzania czasu z moją klasą, bo wciąż spotykałam się z ludźmi z gimnazjum, ale potem jakoś kontakty z tamtymi się rozeszły. Zatem teraz się odwróciło i większość imprez, wyjazdy wakacyjne i w czasie ferii spędzam z ekipą, której większość stanowią osoby z mojej klasy. Może i Ty się do nich przekonasz? Warto się z nimi lepiej zapoznać, choćby po to, by mieć do kogo zwrócić się po skany czy cokolwiek :P.
Spoko, to tylko jeden taki nauczyciel - reszta wykłada równie ciekawie, jak w programie pod tytułem Jak rośnie trawa. Chociaż nie, może z historii i biologii jest w miarę. Z chemii też da się przeżyć, więc przynajmniej przez trzy lata będę mogła się faktycznie uczyć przedmiotów, na których mi zależy.
UsuńA to nie, mam na tyle ogarniętą grupę, że wszystkie ksera wrzucają na fejsbuka, więc tragedii nie ma. :D A to w sumie nie tyle niechęć do poznawania, co świadomość nieprzyjęcia do grupki. Wszak każdy ma kogoś, z kim siedzi w ławce i się z nim w miarę przyjaźni - ciężko dojść do pary, mieć o czym porozmawiać z dwiema osobami, które prowadzą konwersację na sobie tylko znane tematy...
Świetnie napisany post! Naprawdę ubawiłam się czytając go, takk lekko i z taka ironią, że podnoszę obie łapki, by pokazać jak bardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci gościa od fizyki ;d. Swego czasu i ja miałam podobnego, który mówiąc "pytanie do całej klasy odpowiada... Iza" pokazywał na mnie niemal na każdej lekcji. Tortura dla człowieka, który ledwo zna 3 prawa Newtona.
P.S.
po cholerę zakaz korzystania z ognia, kobiecina ma łeb na karku. A jaka inwencja? Poznasz wszystkie ważne rocznice a potem się nam nimi pochwal ;)).
P.S.S.
nie, nie,nie, ja się wcale nie śmieje ;).
Ale to tylko zastępstwo; niestety/na szczęście już raczej nie będę miała okazji go spotkać.
UsuńSpoko, spoko, śmiech to zdrowie! :D
I ósmy punkt: strzeż się buraków! xd
OdpowiedzUsuńRzeczony pan od fizyki bardzo przypomina mi byłego nauczyciela mojej kuzynki, który z zamiłowaniem "wyrzucał przez okno" jedną ze swoich uczennic :)
Tak, od dziś omijam pola z burakami szerokim łukiem, seriously. Wolę się uczyć na błędach innych. :D
UsuńTwój nos Ci za to podziękuje :D
UsuńMa u mnie dług wdzięczności.
UsuńPrzeczytałam wszystkie wpisy, ale jestem głupia i w zasadzie nie wiem co Ci napisać. Najpierw za dużo rzeczy tłoczyło mi się w głowie, teraz nie mogę przypomnieć sobie żadnej myśli, którą miałam po przeczytaniu któregoś z postów.
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz o zwykłych rzeczach, lubię blogi tego typu.
Przepraszam, naprawdę nie wiem co jeszcze napisać...
Kojarzysz mi się z kimś... Twój styl, zamiłowanie do medycyny... czy ja kiedyś nie czytałam jakiegoś Twojego bloga?
Pozdrawiam :)
A pan od fizyki jest bardzo ciekawy :D Nas fizyki uczy również bardzo pocieszna osoba. Widać fizycy tak mają
UsuńHm, no, dziękuję, też nie wiem, co napisać. c;
UsuńTam zaraz zamiłowanie do medycyny - ciche marzenie, nic więcej. Leniwa jestem, by w realizować się na bieżąco. ;P
NIEE. NIE WSZYSCY FIZYCY TAK MAJĄ. Normalnie mam fizykę z dyrektorem. NIE, TO NA PEWNO NIE TO. ._.
Czytałaś wszystko? O.o
UsuńMi by się nie chciało czytać całości tych głupot, podziwiam. ;D
Zawsze trzeba sobie znaleźć jakieś zajęcie, jak ma się stos zadań z matmy xD Czytało się bardzo lekko, nawet nie zauważyłam, jak było po wszystkim ;)
UsuńA, syndrom nagłego przypływu wolnego czasu przy stosie zadania domowego. Znam to.
UsuńEj, ale taka fizyka to zabawna musi być! :D
OdpowiedzUsuńJa mam już na wieszaku grubszą kurtkę jesienno-zimową, a nie jesienną po prostu, bo zimno jak ch... :D
Komiczna, zwłaszcza że nie do końca wiesz, co jest żartem, a co na serio... :D
UsuńA ja się pochwalę, że kaloryfery właśnie wczoraj ruszyły. Co nie zmienia faktu, że i tak zimno jak cholera...