Okres maturalny się zaczął, a ja przyłapuję się na tym, że podśpiewuję sobie pod nosem Już za rok matura. Nieco przerażająca wizja, ale z drugiej strony chciałabym mieć już to wszystko za sobą, gdy tylko jeden mi skrzeczy nad uchem uu, jedna noga w klasie maturalnej, inny kupuje kolejne zbiory zadań, zaczynają się chwalić, że a, wszystko mam porobione, może sobie teraz Personę zacznę albo też ile oni tego nie zrobili na korepetycjach. Choć jestem odporna, bo nie wierzę w mit, że korepetycje plus tryliardy książek równają się miejscówce na medycynie, to chcąc nie chcąc, coraz bardziej popadam we frustrację. A już zwłaszcza, że chcą ode mnie planu działania do pracy badawczej na tydzień temu, którego nie mogę ułożyć, bo nie wiem, na ile materiał jest trwały, ile mogę go dostać i czy mogę eksperymenty przeprowadzać w warunkach domowych, czy laboratoryjnych, do czego potrzebuję konsultacji z ośrodkiem, z którym skontaktować się nie mogę, bo tak to jest, gdy się wysyła pośrednika. Agrr.
Poza tym moje życie jest nad wyraz spokojne, żadne sprawdziany dnia mi nie psują. Może też dlatego, że się przed nimi nie stresuję, co jest zawsze ciekawym dla wszystkich trzymających zajadle podręczniki, chyba bardziej dla zachowania pozorów niż nauczenia się czegoś, zjawiskiem. O, a ty jak zwykle na luzie, jakby nigdy nic. Jak ty to robisz? Nie wiem, może tylko mnie się wydaje normalnym, że nie trzeba się stresować przed czymś, do czego i tak już nie zdążysz się przygotować, więc wejście do sali jest już tylko formalnością i sprawdzeniem wiedzy. Robić w portki można co najwyżej dzień przed, gdy sobie nagle przypominasz, ale pięć minut wcześniej? No i sprawdzian to tylko sprawdzian, stresować się będę przed maturą (Już za rok matura...).
Straciłam też trochę zapał, szczególnie do biologii. Gdy widzę podręcznik, który muszę otworzyć i się czegoś nauczyć, aż się krzywię z niesmakiem. Uczę się ze zrozumieniem, przerabiam Witka, a tu - bum! Wali na sprawdzianie pytanie z jakiegoś dzikiego zbioru, który wymaga użycia stu tysięcy słów kluczowych. I co z tego, że doskonale rozumiem dany proces, skoro wśród wszystkich tych cwanych pojęć go opisujących nie użyłam właśnie tego jednego, który był wymagany. Gdzie tam synonim! Dobra, wiem, że tak będzie wyglądać matura, ale nie zmienia to faktu, że denerwuje mnie takie bezsensowne tracenie punktów. I zamiast okrągłej piąteczki człowiek dostaje minus cztery. A to wcale nie motywuje, bo osoba, która się nie uczyła zupełnie, bo nie miała jeszcze podręcznika, dostała czwórkę. Nie zrozumcie mnie źle, to nie to, bym była zazdrosna, bo to samo zauważyłam u siebie - że lepiej mi idą testy, na które nie zdążę się porządnie przygotować. A to chyba nie powinno tak działać.
Musiałam wyrzucić z siebie to, co mi na duszy leżało. Teraz nieco pozytywniej - wiosna się zaczęła, moi drodzy. A jak słońce, to i dziób na zewnątrz trzeba wyciągnąć, coby witamina D intensywnie się tworzyła. Chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, na wf-ie nawet nie narzekam, istny cud. Teraz, gdy trwają matury, to zdarza mi się po mieście łazić i zaglądać do różnych ciekawych sklepów, które godziny otwarcia mają do piętnastej (do piętnastej! O tej to ja kończę trzy razy w tygodniu), więc do tej pory były niedostępne - i tym sposobem zaszłam do antykwariatu, w którym pocztówkowo-tradycyjna część mojej duszy całkowicie oszalała. Bowiem za grosze zdobyłam TO:
Nie wszystkie stemple są wyraźnie, ale po znaczkach doszłam, że kartki są przedwojenne. Przedwojenne. I to pismo. Co za skarb! Marzenie o posiadaniu takich cudowności: odhaczone!
A tak jeszcze przy temacie matur: obiło mi się o uszy, że maturzystki w dniu chemii spotkać będzie można z paznokciami w kolorach chromu i manganu na różnych stopniach utlenienia. Był też pomysł na pójście w sandałach, coby więcej powierzchni do malowania mieć. Ale i tak.
Matko, czemu ja nie jestem taka genialna? Choć osoba, której o tym zawiadomiłam, niechcący wygadała się nauczycielce na chemii. Przed sprawdzianem będzie sprawdzać paznokcie (a faceci tylko przyklasnęli). No kurczę...
Poza tym moje życie jest nad wyraz spokojne, żadne sprawdziany dnia mi nie psują. Może też dlatego, że się przed nimi nie stresuję, co jest zawsze ciekawym dla wszystkich trzymających zajadle podręczniki, chyba bardziej dla zachowania pozorów niż nauczenia się czegoś, zjawiskiem. O, a ty jak zwykle na luzie, jakby nigdy nic. Jak ty to robisz? Nie wiem, może tylko mnie się wydaje normalnym, że nie trzeba się stresować przed czymś, do czego i tak już nie zdążysz się przygotować, więc wejście do sali jest już tylko formalnością i sprawdzeniem wiedzy. Robić w portki można co najwyżej dzień przed, gdy sobie nagle przypominasz, ale pięć minut wcześniej? No i sprawdzian to tylko sprawdzian, stresować się będę przed maturą (Już za rok matura...).
Straciłam też trochę zapał, szczególnie do biologii. Gdy widzę podręcznik, który muszę otworzyć i się czegoś nauczyć, aż się krzywię z niesmakiem. Uczę się ze zrozumieniem, przerabiam Witka, a tu - bum! Wali na sprawdzianie pytanie z jakiegoś dzikiego zbioru, który wymaga użycia stu tysięcy słów kluczowych. I co z tego, że doskonale rozumiem dany proces, skoro wśród wszystkich tych cwanych pojęć go opisujących nie użyłam właśnie tego jednego, który był wymagany. Gdzie tam synonim! Dobra, wiem, że tak będzie wyglądać matura, ale nie zmienia to faktu, że denerwuje mnie takie bezsensowne tracenie punktów. I zamiast okrągłej piąteczki człowiek dostaje minus cztery. A to wcale nie motywuje, bo osoba, która się nie uczyła zupełnie, bo nie miała jeszcze podręcznika, dostała czwórkę. Nie zrozumcie mnie źle, to nie to, bym była zazdrosna, bo to samo zauważyłam u siebie - że lepiej mi idą testy, na które nie zdążę się porządnie przygotować. A to chyba nie powinno tak działać.
Musiałam wyrzucić z siebie to, co mi na duszy leżało. Teraz nieco pozytywniej - wiosna się zaczęła, moi drodzy. A jak słońce, to i dziób na zewnątrz trzeba wyciągnąć, coby witamina D intensywnie się tworzyła. Chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, na wf-ie nawet nie narzekam, istny cud. Teraz, gdy trwają matury, to zdarza mi się po mieście łazić i zaglądać do różnych ciekawych sklepów, które godziny otwarcia mają do piętnastej (do piętnastej! O tej to ja kończę trzy razy w tygodniu), więc do tej pory były niedostępne - i tym sposobem zaszłam do antykwariatu, w którym pocztówkowo-tradycyjna część mojej duszy całkowicie oszalała. Bowiem za grosze zdobyłam TO:
Nie wszystkie stemple są wyraźnie, ale po znaczkach doszłam, że kartki są przedwojenne. Przedwojenne. I to pismo. Co za skarb! Marzenie o posiadaniu takich cudowności: odhaczone!
A tak jeszcze przy temacie matur: obiło mi się o uszy, że maturzystki w dniu chemii spotkać będzie można z paznokciami w kolorach chromu i manganu na różnych stopniach utlenienia. Był też pomysł na pójście w sandałach, coby więcej powierzchni do malowania mieć. Ale i tak.
A tutaj jest drugie dno, bo za miesiąc premiera trzeciego sezonu ♥ |
Chyba jesteśmy podobne, bo i mnie w środku krew buzuje, kiedy nauczę się na test z biologii, a dostanę czwórkę. Przecież umiemy na pięć, tylko sprawdzian jest jak z kosmosu! :D No cóż, pora czyścić się z negatywnych emocji i należycie spędzić wiosenną porę.
OdpowiedzUsuńHannibal już za miesiąc?! A ja słyszałam, że w sierpniu. Cudownie rozjaśniłaś mi ten niezwykle burzowy dzień :3
Ach, daj spokój, szkoda nerwów. To jest okropnie dobijające, ale w sumie, jak powiadają, oceny nie są wyznacznikiem wiedzy... (choć fajnie jest mieć jakieś dobre, no :D)
UsuńNie, nie, 4 czerwca w Stanach, 5 podobno już w polskim AXN. Czekam wytrwale! :D
Masz zupełną rację. Dzisiaj także miałam nienajlepszy dzień co do ocen, bo niesprawiedliwie oceniła mnie polonistka. Następnym razem daruję sobie używania słów o ładniejszym znaczeniu na rzecz tych "prostych".
UsuńBoże, jestem w raju! <3
To Ty dopiero zobaczysz, jak pytania maturalne z biologii ogłupiają człowieka i zniżają wypowiedź do poziomu mszaczków. :>
UsuńJa coś czuję, że na ten czas akurat się wszystkie sprawdziany zwalą i tyle będzie z byciem na bieżąco z Lecterem we Włoszech. :C
Ech kochana znam to doskonale. Teraz mam jeszcze matury próbne i jak dostanę z nich słabe oceny to również słabo będzie wyglądać moje świadectwo.Powoli godzę się z tym,że chyba zostanę pielęgniarką. Ale Tobie życzę abyś nie straciła zapału do nauki i no niech matury nam za rok pójdą :) Dzisiaj była z biologii o 14.Chyba się sprawdzę :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za słowa otuchy i wzajemnie!
UsuńJa na razie nie sprawdzam, nie chcę się załamywać. :D W sumie to czasu nie mam, bo powinnam teraz siedzieć nad chemią, biologią i polskim (więc teoretycznie mnie tu nie ma...) - tak to jest, gdy się przenosi sprawdziany i ma się trzy jednego dnia! Więc może w weekend poużalam się nad stanem mojej biologicznej wiedzy. :P Daj znać, jak Ci poszło!
Boże, ten pomysł z paznokciami pomalowanymi na kolory chromu i manganu jest najgenialniejszy na świecie!!! To jest prawdziwe mistrzostwo przebiegłości, tak urzekające swą prostotą zarazem. Jak będzie mi się chciało ryzykować, to i sama coś takiego odwalę za rok xD
OdpowiedzUsuńTeż mnie trochę frustrują te wszystkie ludzie, co to tyle rzeczy nie robią. Każdy to na kursy teraz biega, to wszystkie zadania przerobił, bla bla bla. Jednak wyniki próbnych matur dają mi ciut nadziei, bo jednak nie wypadają im jakoś znacznie lepiej. A biologia, cóż - jest niesprawiedliwa.
Wiosna ogromnie cieszy, jednak... jest nagle tyle rzeczy do zrobienia zamiast nauki...
Dokładnie! Choć nie wiem, czy dużo w tym ryzyka, bo przecież nikt nie może zarzucić kobiecie, że ma paznokcie pomalowane tak, a nie inaczej, to jest nie do udowodnienia - geniusz sam w sobie! :D
UsuńMów mi to! Jak widzę tę pogodę za oknem... a tu stos podręczników. :C Na szczęście weekendy dają nadzieję!
Bywam czasem trochę zbyt ostrożna ^^ Bo matura i w ogóle. Zazwyczaj ściągam na potęgę, ale na czymś państwowym bym nie umiała.
UsuńHahaha, mi tylko piątki dają nadzieję na oddech. Maj za intensywny. .
Ja to w ogóle nie ściągam, bo nie umiem i nie chcę - no chyba że na przedmiotach w pierwszej klasie, których sympatią nie darzyłam, a nie chciałam, by psuły mi maturalne świadectwo. No więc wszystkie wzory z tyłu kalkulatora zawsze były na fizykę przygotowane! :D
UsuńJak powiedziałam koleżankom o tych paznokciach, to wszystkie żałowaliśmy, że na to nie wpadłyśmy - genialne :).
OdpowiedzUsuńI też miałam dużo problemów z pracą badawczą, ale w końcu się udało. Do tego trzeba mieć naprawdę duuużo cierpliwości i wytrwałości.
Faaakt, nie wiem, czy nie porwałam się z motyką na słońce z moim tematem pracy badawczej. W ogóle z olimpiadą. Znaczy, trzeba być dobrej myśli, bo podejście jest najważniejsze, jednak... no cóż, zobaczymy, jak to będzie! ;)
UsuńOstatnio tak miałam z polskim- drugi ulubiony przedmiot- uczyłam się kilka dni, wszystko rozumiałam itp.itd i co ? 3+. Weekend się tak wspaniale zaczął ;/ Ale co ja mogę ? Nic. Sprawiedliwości nie ma, a sprawdziany - no i maturę - trzeba napisać.
OdpowiedzUsuńZrozumieć ten świat...
Pozdrawiam :)
http://life-passion-dream.blogspot.com/
Widzę, że pomysł z paznokciami obleciał już chyba całą Polskę. U nas nikt nie skorzystał, bo po przerobieniu tylu zadań maturalnych na pstryknięcie mogliśmy przywoływać poszczególne kolorki przed oczami, Wy pewnie też nabijecie takiego skilla :)
OdpowiedzUsuńEh, Olimpiada Biolololo to był u mnie do niedawna bardzo drażliwy temat i krew mi się gotowała na samą myśl, ale już wyrosłam z zamartwiania rzeczami, na które nie ma się wpływu (jak zmiana regulaminu)...
O czym piszesz pracę? Ja w drugiej liceum wzięłam na warsztat temat rosiczkowy :)
Pewnie tak, ale już sam fakt istnienia legalnej ściągi na maturę zrobi wrażenie. ;)
UsuńA co takiego zmienili w regulaminie, że nie wyszło? Wiesz, mojej koleżance brakło dwóch punktów, by przejść do kolejnego etapu (a te dwa punkty spokojnie mogła dostać od nauczyciela), więc... stwierdzenie, że była załamana to eufemizm.
Wzięłam się za ścieki i już wiem, że to jest mnóstwo nawet nie tyle brudnej, co papierkowej roboty. Bo trzeba pisma wysyłać do oczyszczalni, et cetera, et cetera...
Startowałam w olimpiadzie już w drugiej klasie liceum, żeby mieć na trzecią pracę z głowy, ponieważ w ówczesnym regulaminie widniało, iż uzyskanie 30/50 pkt uprawnia do uczestnictwa w teście w kolejnym roku (dla mnie trzeciej klasie) bez ponownego pisania pracy. Wszystko pięknie, nie starałam się jakoś bardzo z tą pracą, nie była wybitna, komisja przyznała mi 30/50 - zamierzony cel osiągnięty. Poszłam na test, nie przeszłam oczywiście dalej, nawet na to nie liczyłam. Potem zaczęliśmy już takie poważniejsze przygotowania do olimpiady z nauczycielką na dodatkowym kole w drugiej klasie w pięć osób, nawet przez wakacje uczyłam się pod kątem olimpiady, aż tu nagle wchodzę na stronę olimpiady, a tam informacja, że zmienił się sponsor, a w regulaminie zaszły zmiany. I tu bum cięcie kosztów, limit osób w drugim etapie do 600 osób - kwalifikują się osoby z największą ilością punktów za pracę. Wcześniej do drugiego przechodziło bodajże 3000 osób i wystarczyło 30/50 pkt, żeby z marszu do niego wejść, jak mówiłam. No i stało się jasne, że jestem w dupie. Nie było szans, żeby praca na tak mało punktów załapała się do tej czołówki najlepszych 600, a ja miałam już mało czasu, żeby napisać nową (nie mówiąc już o tym, że pisząc pracę, robiłam to ze świadomością, że wystarczy te 30 i nie musi być arcydziełem) i ogólnie poczułam się oszukana, jak pewnie wielu ludzi w podobnej sytuacji co ja. Na forach o tym dużo pisaliśmy, nawet maile do tej komisji OB. Rozgoryczenie już mi przeszło, mówi się trudno, ale wtedy byłam mocno zdenerwowana, że jakby nie było, zmarnowałam na to kupę czasu, a materiał z olimpiady nijak się miał do materiału maturalnego, więc nie można powiedzieć, że mi się to przydało. Dodatkowo pozostaje niesmak, że praca badawcza jest tutaj decydująca, nie wiedza czy pasja, bo przecież równie dobrze taką pracę może napisać ktoś trzeci a nie sam uczestnik, a on ją tylko podpisze jako swoją i elegancko zaprezentuje.
UsuńEh, ale się rozpisałam, wybacz za wylewanie tu swoich żali z przeszłości :D
A co do tych ścieków - dobry wybór. I też bardzo dobrze, że angażujesz w to różne, powiedzmy, "okołonaukowe" placówki - komisja to uwielbia :D. Mój kolega pisał o stopniu zanieczyszczenia rzeki w jego okolicy, był w sanepidzie i bardzo wysoko mu ją ocenili.
UsuńO matko, to faktycznie nieciekawie. Choć już sam fakt, że o przejściu do drugiego etapu decyduje praca badawcza, a nie wiedza, jest, moim zdaniem, zwyczajnym cięciem kosztów - człowiek ma supermega mózg i wszystko w małym palcu, a tu traci szansę na wykazanie się, bo nie ma czasu/pomysłu/chęci/talentu/cierpliwości do napisania pracy. Jakoś wydaje mi się ta olimpiada mniej sprawiedliwa w stosunku do innych przedmiotów, noale...
UsuńHm, to może nawet coś z tego będzie. Jeśli raczą mi odpisać z tej oczyszczalni... :P
Ale pomysłowe to z kolorami na paznokciach, szkoda, że nie przeczytałam o tym przed kolokwium z laboratoriów z chemii, na pewno by pomogło :)
OdpowiedzUsuńJa o maturze zaczęłam intensywnie myśleć dopiero w 3 klasie liceum, w drugiej żyłam stwierdzeniem "przecież to jeszcze cały rok, dużo czasu, spokojnie". Wydaje mi się, że nie wyszłam na tym źle, choć potem trochę żałowałam, że tak późno się wzięłam za naukę..
A te pocztówki są genialne! Lubię takie "starocie", ale antykwariaty omijam szerokim łukiem, bo jestem typem zbieracza i mogłoby się to nie najlepiej skończyć. :)
No właśnie mam podobny problem i staram się przezwyciężać tę stronę, która mówi, by zostawić wszystko na ostatnią chwilę. A to też zmniejsza ryzyko wystąpienia ostrej fazy stresu przedmaturalnego, jeśli podświadomie czujesz, że coś tam jednak robiłaś. Przynajmniej w teorii. :D
UsuńHaha, to miło słyszeć, że nie tylko ja powinnam mieć zakaz wstępu do antykwariatów i innych sklepów z fajnymi rzeczami! ;)
Stracony zapał, mówisz? Ech, znam to uczucie. To chyba taki kryzys przed ostatnią klasą. W porę, nie? Akurat obrzydzają Ci się rozszerzone przedmioty, kiedy matura za drzwiami. Ja mam już dość całego mojego rozszerzenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, trzymaj się, herbivicus.blogspot.com
:)
OdpowiedzUsuńWiem co czujesz bo mnie również w przyszłym roku czeka matura. Chyba najbardziej boję się matematyki, nie mam umysłu ścisłego, ale mam nadzieję, że chociaż 50-60% uda mi się zdobyć. Co do reszty, to mam w planach zdawać rozszerzoną historię i wos. Chciałabym przez cały rok się przygotowywać, bo marzą mi się studia prawnicze ;). Pozdrawiam i czekam na nowe wpisy ;)
OdpowiedzUsuń