Stan bloga przez ostatnie miesiące musiał zapewne dobitnie świadczyć o stanie mojego czasu wolnego na medycynie, w cudzysłowie i sporą dawką ironii, jako doskonały przykład oksymoronu. Niezwiązani z lekarskim znajomi narzekają na swoje pierwsze kolokwium na studiach w grudniu (sic!), my śmiejemy się, pokazując kalendarz, w którym pustych pól jest jak na lekarstwo. Wykorzystujemy swoje dozwolone nieobecności na zajęciach, by się uczyć, o istnieniu wykładów większość zapomniała, a jeśli już się ktoś przejdzie, to tylko po to, by poczytać sobie anatomię. Biblioteka to nasz drugi dom, a do tego prawdziwego, hen, za lasami, wracamy jak najrzadziej, bo z rodziną jednak uczyć się nie da. Tym bardziej, gdy grupuje się wokół atlasu i ze szczerym zdziwieniem wykrzykuje: Ale tu tylko tytuły rozdziałów są po polsku! Patrzą z przerażeniem w oczach, gdy uświadamiamy im, że nie, anatomia nie trwa sześć lat, bynajmniej, i chyba zaczynają się poważnie zastanawiać, czy posiadanie potencjalnego lekarza w rodzinie przeważa nad chęcią wezwania egzorcysty (przecież żadne boskie stworzenie nie przyswoiłoby tyle informacji w tak krótkim czasie!).
Ale wbrew pozorom niczym się nie wyróżniamy od pozostałych śmiertelników. Jesteśmy mistrzami prokrascynacji, internety znamy na bieżąco, bijemy rekordy w scrollowaniu facebooków. Wielu z nas na oczy nie widziała proponowanej literatury, skrypty to nasz sens istnienia. Uczymy się na dzień, dwa przed kolokwium (jeśli w ogóle) z wszystkiego, co nie jest anatomią. Jedni imprezują, drudzy nadrabiają seriale, trzeci zaciągają się smogiem na mieście. Cholera, znów niczego nie zrobiłem przez weekend. To tak jak ja! jest typowym przywitaniem w poniedziałki.
Jesteśmy normalnymi ludźmi, nie mamy niezmierzonych pokładów motywacji - owszem, długo siedzimy nad książkami, ale przez cztery miesiące wszyscy się przyzwyczaili. Jak chcemy, potrafimy rozplanować sobie naukę tak, by spać spokojnie przez osiem godzin dziennie, jak nie chcemy, to balujemy dwa tygodnie i zarywamy kilka nocy, co kto lubi. Zresztą, drugie terminy też od czegoś są. Osobiście biegam po IFMSA-owych akcjach, uczę się języków, przeprosiłam się ze szkicownikami, a czasem nawet z odkurzaczem i gąbką do naczyń.
A tak na serio, to aktualny rocznik nie ma co narzekać. Medycyna jest ciężka, ale w porównaniu do cyklu 5-letniego, nasz 6-letni jest niemal usłany różami. Wystarczy to dostrzec i docenić, by zaraz znaleźć choć odrobinę tego mistycznego wolnego czasu.
Tymczasem sesja za pasem. Trzymajcie kciuki, bo mimo wszystko za żadnym z egzaminatorów nie przepadam aż tak, by spotkać się z nim ponownie.
Tymczasem sesja za pasem. Trzymajcie kciuki, bo mimo wszystko za żadnym z egzaminatorów nie przepadam aż tak, by spotkać się z nim ponownie.
Trzymamy mocno! ♥
OdpowiedzUsuńU nas na obecnym pierwszym roku praktycznie nic w programie nie zmienili. Co my będziemy robić na roku VI naginając teraz program studiów, nie wie nikt. Kolezanki się śmieja, ze chyba szukać małżonka ;d.
OdpowiedzUsuńZadam pewnie dziwne pytanie, ale jak organizujecie sobie materiały z których uczycie się na zajęcia, jeżeli nie korzystacie z proponowanej literatury?
OdpowiedzUsuńU mnie czasem jest tak, że ta proponowana literatura to pic na wodę, bo a. wchodzi giełda (zbiory pytań poprzednich roczników) b. poprzednie roczniki opracowały notatki streszczające proponowane pozycje i z nich 70% roku się uczy c. na kolokwiach/egzaminie są pytania praktycznie tylko z wykładów/seminariów/ćwiczeń, z których mamy prezentacje czy spisane do worda notatki. No i opcja d. - ekstremalna, proponowana literatura jest nie do dostania w biblio, a książka kosztuje 400 złotych...
UsuńCzyli jednak da się żyć na tej medycynie :D
OdpowiedzUsuńTrochę zazdroszczę Ci, że masz trochę czasu na rozwijanie swoich pasji, bo ja teraz bardzo tęsknię za pisaniem, ale nie potrafię wziąć do ręki długopisu, kiedy widzę stertę zadań z chemii, która na mnie czeka (mimo że i tak niewiele ich robię, heh) - dlatego niecierpliwie czekam na wakacje :)
W każdym razie cieszę się, że znajdujesz czas dla siebie i potrafisz się zorganizować, by zaliczać kolejne egzaminy :) Wciąż bardzo mnie motywujesz, zwłaszcza gdy nie mogę patrzeć już na książki - wtedy wchodzę tutaj, czytam kilka wpisów i lenistwo mija (przynajmniej na chwilę :D) :)
Trzymam mocno kciuki za Twoją sesję! :)
Powodzenia na tej nieszczęsnej sesji. ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na tej nieszczęsnej sesji. ;)
OdpowiedzUsuńA już się bałam, że przeczytam kolejny post o tym, że na medycynie nie ma czasu na nic innego poza wkuwaniem na pamięć Bochenka. Ale na szczęście nie, więc dzięki za ten post :)
OdpowiedzUsuńUciekam do anaty, bo jutro poprawka i ślę medyczne pozdrowienia z łódzkiego UMEDu :)
Super, że zaangażowałaś w organizację studencką! Zawsze poznasz przy tym jakichś ludzi i będziesz mogła oderwać się od nauki :D Przyznam bez bicia, że ja z moją licealną klasą się nie zjednaczam, nawet ich nie lubię. Chyba licealnych lat nie będę wspominać najlepiej haha było zostać w swojej wsi, a nie w jakimś mieście oddalonym o 100 km, ech :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia na sesji :*
Miło słyszeć same pozytywy! Ja, z perspektywy 3 roku wiem, ile czasu zmarnowałam na siedzenie z nosem w książkach i wierz mi, że na pewno przeżyłabym go właśnie w taki sposób jak opisujesz (chociaż na pewno na pierwszy rok nigdy już bym nie wróciła :D). Powodzenia na pierwszej sesji! :)
OdpowiedzUsuńHahaha znam to chociaż jestem na położnictwie. Teraz udało nam się mieć w końcu wolne, ale tak też nie było lekko. Trzymam kciuki mocno my medyczni musimy się wspierać ;)
OdpowiedzUsuńTa umiejętność kreatywnego księgowania wolnego czasu przyda się, jak przyjdzie do zapewniania rodzinie wiktu i przyodziewku w tym zbożnym i jakże w PL cenionym zawodzie - przy łączeniu w jedną funkcjonującą całość trzech etatów studia medyczne to jak F-16 przy małym fiacie. Ale cóż poradzić, ciesz się życiem po prostu!
OdpowiedzUsuńJa też w końcu dobrnęłam do mistycznego wolnego czasu (aż dwa tygodnie laby przerzedzone siedzeniem 9 godzin w sali operacyjnej co trzeci dzień) i aż nie wiem co ze sobą zrobić ;) ale fakt, ludzie często zapominają o tym, że studenci kierunków medycznych i pokrewnych, uchodzących za wyczerpujące, są też ludźmi i chcą odsapnąć, mają dość. Tak po prostu, po ludzku.
OdpowiedzUsuńMi w tym roku jeszcze niestety nie zdarzyło się mieć wolnego. Mam nadzieję że jednak we wakacje uda mi sie zorganizować trochę czasu aby spędzić go z rodziną.
OdpowiedzUsuńTaka już przypadłość naszej pracy. Czasami zastanawiam się przez to czy chce uprawiać ten zawód do końca życia.
UsuńNie ma spiny są drugie terminy wiecznie żywe na każdym kierunku
OdpowiedzUsuńWarto zadbać o sen i wtedy można wszystko znosić :D
OdpowiedzUsuńTak tutaj się zgodzę! Ile razy mi pomogło wyspanie się.
UsuńBardzo intrygujący wpis, przeczytałem jednym tchem i czekam na kolejne, oby więcej takich ciekawostek.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać twojego bloga. Trzymaj się tam mocno!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis czekam z niecierpliwością na kolejne.
OdpowiedzUsuń