This is the end, cytując The Doors - koniec roku szkolnego, koniec tej całej nagonki, próbnych matur, które mi udowodnią, że chyba bardzo, bardzo nie chcę być na tym moim rozszerzeniu (chociaż 60% z matematyki z marszu, bez większego przygotowania, opierając całą swoją wiedzę na tablicach, to chyba nie jest tak źle?); a jednocześnie początek wakacji, które zapowiadają więcej stresu niż relaksu, ale o tym za moment. A więc tak, z drugiej klasy wyszłam ze średnią cztery i sześć w okresie, tym samym po raz pierwszy w mojej karierze nie mając paska na świadectwie (matuchno przenajświętsza!), co skomentowałam wzruszeniem ramion. Ten rok, zwłaszcza pod koniec, nabawił mnie takiego tumiwisizmu jeśli chodzi o oceny, że aż sama jestem tym przerażona - szczególnie gdy dostałam jedynkę ze sprawdzianu z kinetyki. Zupełnie mnie to nie poruszyło, a ostatecznie i tak się okazało, że nauczycielka się pomyliła przy wpisywaniu i w rzeczywistości miałam uczciwą dwóję. Chyba wolałam te czasy, gdy się załamywałam po otrzymaniu oceny poniżej trójki, a już szczególnie z materiału, który umiem i rozumiem, przynajmniej miałam motywację, by coś z tym zrobić - a teraz? Może we wrześniu mi przejdzie.
30 czerwca 2015
3 czerwca 2015
No.52 Upon the fields of barley
Morze kwitnących pól poprzecinanych ścianami drzew, w tle majaczące góry, pomarańczowe słońce zachodzące za pasące się na horyzoncie owce, gwiazdy na nocnym niebie za oknem, śpiew ptaków każdego ranka. Nie jest cicho, wręcz przeciwnie! Zdarzają się samochody jadące po drodze, muzyka dochodząca z karczmy w weekendy, krzyczące dzieci, ale wystarczy, że wjadę do miasta, a ogrom warkotu, szumu, syren pogotowia, pisku opon jest aż przytłaczający. Wsi spokojna, wsi wesoła. I zaglądając jeszcze czasem do starego mieszkania wiem, że to tu jest mój dom, wśród pól i drzew, nie tam na poddaszu w centrum miasta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)