„Czasem nachodzi mnie ochota, by przebiec się przez ulice Rzymu, krzycząc «Peste, peste!». No nie mów, że nigdy tak nie miałaś”, mówię w kontekście użycia słowa peste (dżuma), na które trafiłam zupełnie przypadkiem, przeglądając słownik włosko-polski i które też natychmiast pokochałam (biorąc pod uwagę, jak niedaleko leży od pasta, czyli niewinnego makaronu). Tymczasem nie sądziłam, że następnego dnia faktycznie doświadczę powietrza morowego.
Komuś może się wydawać, że doświadczenie grypy żołądkowej owszem, jest nieprzyjemne, ale nie jest to poniekąd nic niezwykłego, a już zwłaszcza, gdy się mieszka z chorym. Dla mnie, która ostatni raz ewidentnie chorowała na coś pochodzenia wirusowego chyba w podstawówce i od tamtej pory nie opuściła żadnego dnia w szkole z powodu choroby, nawet mając styczność z epidemią oko w oko, było to coś specyficznego. Zawsze potrafiłam szybko poznać nieprzyjemne objawy i je zlikwidować zanim by do nich doszło, jak biegunkę czy wymioty, do których zawsze miałam uraz i, zwyczajnie, bałam się ich doświadczenia. A teraz, nagle i zupełnie niespodziewanie, przechodząc po domu, złapał mnie specyficzny ucisk gdzieś pod wyrostkiem mieczykowatym, który przekształcił się w uporczywy ból, ale o tępym, nieco pustym charakterze. Miałam uczucie, jakby ściany organów zapadały się i sklejały ze sobą. Jednocześnie już wiedziałam, co mnie czeka - natychmiast rzuciłam się na łóżko, skręcając się i usiłując wszystko przeczekać. Faktycznie po jakimś czasie ból zelżał, a że było już późno, zdecydowałam się wykąpać i pozwolić działać doktorowi snowi. Stanęłam na nogi i wyprostowałam się, co uznałam wtedy za największy błąd. Skuliłam się, doczłapałam do łazienki i w takiej też pozycji wzięłam kąpiel. W chwili spłukiwania żelu pod prysznic do nieudogodnień chorobowych doszła nadwrażliwość na wszelaki zapach (co ma właściwie wymiar paradoksalny - wszak zrobiło mi się niedobrze nie po cudownej woni produktów tylnej strony kota, ale po kwiatowym aromacie. Gdzie tu logika?). Owinęłam się w ręcznik i kucnęłam na podłodze łazienki w oczekiwaniu na uspokojenie żołądka. Wtedy też, obserwując drżące z zimna nogi, doszłam do oczywistych, a jednocześnie niepokojących wniosków - wszak czymże jest, zdawałoby się, doskonały mechanizm, jakim jest ludzki organizm, wobec niedającym się pojąć rozumem wielkościom nawet kilkugenowych wirusów? Co nam po wysokim stopniu organizacji ciała, skoro powalić nas mogą tak niewielkie cząstki?
Poszłam spać. Może przez godzinę udało mi się w miarę spokojnie przetrwać, lecz w końcu jakąś niepoprawną pozycją uruchomiłam falę. Zdążyłam tylko dobiec do zlewu w kuchni i zwróciłam całą zawartość żołądka, przy okazji nieco zaniepokojona tym, że makaron z obiadu sprzed pięciu godzin wygląda niemal tak samo jak przed zjedzeniem, co chyba jeszcze bardziej sprzyjało konwulsjom. Gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to już koniec, że już pozbyłam się wszystkiego, zauważyłam, że mrowieją mi ręce, w głowie mi szumi i cała drżę. Niejednokrotnie zdarzało mi się omdlewać, więc wiedziałam, że to nie to - po prostu nagle straciłam siły i panowanie nad sobą, czego perspektywa mnie przeraziła.
A wirus właśnie triumfował, odgrywając taniec zwycięstwa po moim pustym żołądku. Co z tego, że nie ma uczuć, jestem pewna, że obserwował to wszystko z uśmiechem na twarzy (?), perfidnie żrąc popcorn.
(nie sądziłam, że uda mi się znaleźć tak doskonale pasujący gif!) |
Skończyło się na tym, że mnie nie puścili do szkoły, czego wcale nie przyjęłam z otwartymi ramionami - trzy lekcje chemii piechotą nie chodzą, a że aktualnie omawiamy zadanka, jakakolwiek szansa, że w końcu będę rozumieć spełzła na niczym. Poza tym byłam przekonana, że dziś wszystko będzie już w porządku, a tymczasem dalej mnie brzuch boli, gdy próbuję się wyprostować. No i niepokoi mnie to, że od piętnastu godzin fizycznie nie jadłam, a jak jeszcze doliczyć to, że wszystkie posiłki dnia wczorajszego wróciły drogą, którą przyszły, to i dłużej.
Tym sposobem, choć de facto mam dzień wolny, nic nie mogę pożytecznego zrobić. Pozytywiści mieli rację, twierdząc, że jak wysiada jeden organ, to wysiada wszystko - teraz faktycznie im wierzę.
O, może jeszcze krótka konkluzja: chorowanie jest do rzyci.
O, może jeszcze krótka konkluzja: chorowanie jest do rzyci.
Och, współczuję. Ból brzucha sam z siebie jest okropny, a kiedy do tego dochodzi jeszcze wirus to już w ogóle apokalipsa. Niekiedy odgłosy żołądka są nawet niepokojące; burczy, bulgocze, czasem nawet warczy.
OdpowiedzUsuńNotabene, jeśli minęła Ci chemia to bardzo współczuję. Rozszerzenia są chyba dość ciężkie do ogarnięcia. Czasem na kółku robimy zadania licealne i opornie czasem mi to idzie. Dasz radę, trzymam kciuki.
Powodzenia w przezwyciężaniu choroby C:
Dziękuję, jakoś daję radę, choć jestem na trzech waflach ryżowych i kubku herbaty - w sumie to ciekawe nie czuć głodu. :D
UsuńJedna chemia byłaby jeszcze w porządku, ale trzy to już mogiła! Nie mam pojęcia, jak się z tym wyrobię, zwłaszcza że dostaliśmy jeszcze zadanka do zrobienia z innego zbioru. :C
Brzmi fatalnie, przefatalnie :o
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam grypy żołądkowej. Przynajmniej odkąd pamiętam. Miałam za to paskudną anginę ropną. Pamiętaj, jak tylko zacznie Cię boleć gardło tak, że nie jesteś w stanie przełknąć śliny, nie bagatelizuj tego, bo zrobi się wielkie bagno. To były jedne z gorszych dni mojego życia, i to nie jest hiperbola. Bo dodatkowo byłam tuż przed kolokwium z anatomii i zżerał mnie stres, że nie jestem w stanie się uczyć. Nigdy wcześniej nie brałam przeciwbólówek na ból gardła...
Kuruj się i odpoczywaj! Jeśli jesteś w stanie oglądać filmy albo czytać, to to rób :)
Ojej, to faktycznie nieciekawie... Będę uważać, dziękuję. Choć generalnie chorowanie na cokolwiek, z czym wiąże się ból, nie jest szczególnie pozytywne dla działania; na niczym nie można się skupić, niczego nie da się zrobić, a próba niemyślenia o bólu jeszcze bardziej go potęguje.
UsuńDziękuję! Od osoby, która mnie zaraziła, dowiedziałam się, że jest to grypa typu jednodniowej - że od teraz powinno być już tylko lepiej, tylko przez parę dni nie będę mieć przyjemności z jedzenia. Może już od jutra będę w stanie coś zrobić. :)
Żołądkowe problemy są najgorsze :< Pamiętam jak miałam grypę żołądkową, 2 dni leżałam w łóżku i nic nie jadłam, bo nawet jak chciałam wypić jakieś ziółka na złagodzenie to 2 minuty później lądowały w toalecie, a 3 jak już minęły mi odruchy wymiotne co pół godziny (dosłownie, ale na szczęście tylko przez pierwsze pół dnia) to nie miałam siły utrzymać kubka w ręce z odwodnienia xD zabawa na całego.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia i żeby jednak się tę chemię udało odrobić :)
Zgodzę się - okropna choroba! Jak można człowieka tak zmóc, by jeść nie był w stanie, toż to się nie godzi! D:
UsuńNa szczęście ja mam nieco łagodniejsze stadium i po jednorazowym akcie pozbycia się żołądka na razie jest względny spokój. Naciąga mnie na samą myśl jedzenia, a tu sobie rodzinka pizzę zamawia, której cudowny zapach tak doskonale roznosi się po domu... :>
Biedna ty...Ja właśnie jestem po stechiometrii coś tragicznego mam niedługo sprawdzian...Słuchaj jak poczujesz się lepiej to możesz się sama pouczyć a potem jak nauczycielka nie jest zombie z planety małp poprosić żeby ci wytłumaczyła to bo nie rozumiesz.Grypa żołądkowa nic miłego.Nie miałam aczkolwiek byłam odwodniona i czułam się praktycznie tak samo jak ty.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Właśnie też mnie czeka sprawdzian ze stechiometrii i również uważam, że to tragedia! D: Ale jakoś to będzie, musi być. ;)
UsuńKiedy zobaczyłam gifa wchodząc w pulpit na bloggerze,a później zaczęłam czytać wpis, doszłam do wniosku, że czytając go zapewne mniej więcej tak wyglądam, tylko pogryzając kanapkę zamiast popcornu;D genialnie opisałaś jak postępuje choroba. Szczerze, nie zwracałam nigdy uwagi na pewne szczegóły, które wyszczególniłaś. Co do nauki, myślę, że trochę przymusowego/chorobowego odpoczynku Ci się przyda i wręcz jest on zasłużony ;) Także, wypocznij, a później będziesz myśleć o zadaniach z chemii :) Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Tak też staram się robić, choć takie odkładanie chemii na później chyba najlepiej się nie skończy. Ale oj tam, co ma wisieć nie utonie. ;P
UsuńTo fakt,takie odkładanie może się nie skończyć dobrze;)aczkolwiek szczypta odpoczynku nikomu nie zaszkodziła jeszcze:)
UsuńWspółczuję...mam nadzieję, że będzie Cię to jak najkrócej trzymało i że dzisiaj będzie już chociaż trochę lepiej!
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię opuszczać lekcji, samemu trudniej ogarniać wszystko w domu, jednak na szczęście nie jest to niewykonalne ;)
Dzisiaj już jest nieco lepiej, zaczynam czuć głód, więc jest to jakiś postęp, dziękuję! :)
UsuńTo się cieszę! ;)
UsuńBiedna, współczuję Ci bardzo. U mnie jak zaczyna kogoś boleć brzuch, to nie ma szans, "epidemia" będzie. I tak ledwo nadążamy z wyminięciem się w drzwiach łazienki... Na szczęście mam teraz tak, że gdy zaczyna coś mnie pobolewać w sposób niespotykany (:D), to dzwonię do neurologa (wiesz, że od 3 lat nie byłam u zwykłego lekarza, tylko dzwonię do mojego neurologa?) i mówię mu, co mi jest i ten daje mi ziółka :D. Ja jestem zielarką. Leczę się ziołami i jest super. :D
OdpowiedzUsuńHaha, ale czad! :D Takie ziołolecznictwo z pewnością jest lepsze od tych wszystkich prochów - choć ja jeszcze preferuję sposób na niezażywanie niczego. Jakby nie było poza czarną herbatą nie stosowałam żadnych lekarstw i już czuję się lepiej. Nawet śniadanie zjadłam! :D
UsuńBo grypę żołądkową powinno się przeczekać, a nie stosować leki. :D Chociaż ja na ból żołądka i odruchy wymiotne stosuję mieszankę, która mi pomaga - zaparzony rumianek i mięta w jednym kubku. :D
UsuńJa na swoją chorobę biorę w sumie 9 pigułek dziennie, więc na grypska i inne wolę stosować zielska i być zielarką. Poza tym niektóre antybiotyki i tak by nie działały odpowiednio, więc no :d.
To fakt, znacznie bardziej pomaga. :D Dla mnie raczej mięta nie byłaby dobrym rozwiązaniem, bo ja generalnie za nią nie przepadam i w moim przypadku chyba tylko by pogorszyło...
UsuńOjej, ojej, a na co tak chorujesz, że aż 9 tabletek dziennie? Ale to w takim razie wcale się nie dziwię, że przeniosłaś się na naturalną medycynę, przecież by Ci to wszystko już totalnie zniszczyło żołądek! :c
Epilepsja, ale dwie tabletki z tych wszystkich to są na migrenowe bóle głowy, a 4 tabletki to są z leku testowanego przeze mnie. Mam nadzieję, że gdy lek wejdzie do aptek, to będę mogła mniej ich brać, no i w ogóle mniejsze dawki, bo na razie to masakra. Ale mam co trzy miesiące badania robione, krew, na wątrobę i jest okej wszystko. A co najważniejsze - nie mam ataków :).
UsuńTo straszne, jesteś królikiem doświadczalnym! Ale w sumie to najważniejsze, że działa i wszystko jest dobrze. :)
UsuńJestem, ale sama się na to zgodziłam. ^^ No i lekarza mam naprawdę dobrego. Tylko tyle, że jak skończę studia, to będę musiała do Katowic specjalnie jeździć. Bo teraz mam blisko, a jak wrócę do domu, to będzie 70 km. Ale warto będzie jeździć. :)
UsuńCieszę się, że udało Ci się znaleźć dobrego lekarza, bo to teraz jest trudniejsze niż szukanie igły w stogu siana. Wiem na swoim przykładzie, bo chorowałam w dzieciństwie i dopiero jak mnie do Krakowa zawieźli to w końcu coś ze mną poczęli, wcześniej o mało mnie nie zabili. :o
UsuńAle to też tylko raz na trzy miesiące, więc nie ma tragedii. Katowice odwiedzić zawsze można, powspominać stare dobre czasy. ;P
Powiem Ci, że ja choruję od czternastego roku życia (czy muszę mówić, że w tym roku będę mieć 24...?) i dopiero trzy lata temu stwierdzili u mnie chorobę. Wcześniej miałam podejrzenia, lol, i nerwicę wg. lekarzy. Po wyjściu ze szpitala zadzwoniłam do lekarza poleconego przez pacjentkę jedną. I przyjął mnie na drugi dzień, mimo że niektórzy czekają u niego na wizytę długo (prywatny lekarz) i przez pierwsze pół roku bywałam u niego co dwa tygodnie. Ogólnie to z nerwicą nie mylili się bardzo, bo moja padaczka jest na tle nerwowo-depresyjnym, ale bardziej nerwowo niż depresyjnie jest. No i od tamtego czasu tylko ten lekarz, żaden inny.
UsuńBiedna jesteś. :c Ja swojego chorowania z dzieciństwa nie pamiętam, choć ponoć Mordor był ze mną... Ale przynajmniej miałaś szczęście z tym lekarzem. :)
UsuńA tam biedna, nie mam niczego na czole namalowanego, mam dwie nogi, dwie ręce, wszystkie organy sprawne, więc jest dobrze :).
UsuńDobrze, że Tobie już nic nie jest i że nie pamiętasz, bo pewnie wspomnienia nie byłyby fajne. :/
Podejście całkiem prawidłowe, gratuluję entuzjazmu! :D
UsuńWłaściwie to jest nadal, bo choć w wieku pięciu lat wyzdrowiałam, to wyrok lekarza był jeden - wróci w wieku dojrzewania. Co prawda nie tak drastycznie, ale jednak się z tym męczę. Ale fakt, podobno to nawet lepiej, że nie pamiętam. :c
A wiesz, że w wieku dwóch lat uznano mnie prawie za dziecko autystyczne? Wszyscy się niepokoili, że w ogóle się nie odzywałam i jak maszynka układałam puzzle. Okazało się, że zwyczajnie byłam bystrym dzieckiem z wadą słuchu. ;d
A co Ci dolega, jak mogę zapytać? :x
UsuńPoważnie? :D Kurczę, poukładałabym puzzzle :D
Generalnie alergie. Teraz to już właściwie jest to dość szczątkowe, w gimnazjum było gorzej - dziś tabletki biorę raczej od święta, czasem na jakiegoś psa pokicham, przy pyłkach trochę problemów, ale w porównaniu z dzieciństwem to nic; kiedy podobno mogłam mieć najróżniejsze ropne wysypki praktycznie po wszystkim. Miałam też uczulenie na czekoladę! D: Na szczęście przeszło. :P
UsuńWspółczuję... jestem jedną z tych osób, które rzadko kiedy spotykają takie wirusowe przygody. Nigdy nie miałam grypy żołądkowej i bardzo dobrze mi z tym :)
OdpowiedzUsuńW liceum aż tak bardzo nie walczyłam, często z przyjemnością zostawałam w domku z okazji przeziębienia albo chodziłam na same klasówki :).
OdpowiedzUsuńTeraz z kolei, gdy czuję, że łapie mnie z pozoru niewinny katarek, modlę się, żeby zaraz odpuścił, bo zaliczanie ćwiczeń z biofizyki sam na sam z asystentem to ostatnie na co miałabym ochotę :D.
To jest chyba najbardziej profesjonalny opis objawów jaki w życiu czytałem! i plus za niefaszerowanie się lekami, tylko zdrowy, miły odpoczynek ;)
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję! ;)
UsuńMoże to zabrzmi okropnie, ale chyba nigdy nie widziałam tak pięknego opisu czegoś tak obrzydliwego jak grypa żołądkowa. Dobrze, że to spotkało Cię w domu, ja kiedyś zwiewałam ze szkoły w połowie lekcji...
OdpowiedzUsuńMasz szczęście, że generalnie nie chorujesz, mnie to się niestety dość często zdarza. :/
+Moja przyjaciółka wafle ryżowe traktuje jako tradycyjne drugie śniadanie, hehe.
A, dodam jeszcze, że ja nie lubię opuszczać szkoły, ze względu na możliwe zaległości. Chociaż z drugiej strony czasami siedząc w szkole, mam wrażenie, że marnuje czas i powinnam być teraz w domu i robić coś znacznie pożyteczniejszego.,
UsuńHaha, ten paradoks! :D
UsuńKiedyś w podstawówce zdarzyło mi się zawartością żołądka przyozdobić podłogę. Nauczycielka nie była tym specjalnie zachwycona, ale przynajmniej mnie kulturalnie z lekcji zwolnili. :P
Ooo nie!! Tylko nie ból brzucha, jest to okropne doświadczenie dla mnie a już w połączeniu z konwulsjami......
OdpowiedzUsuń3 lekcje chemii?? :O Chyba bym tego nie zniósł psychicznie :)